Pociągi z piekła

W ciągu tygodnia przez Chełm przewinęło się ponad 15 tysięcy uchodźców. Oczywiście, większość z nich w mieście nie została. Ale w kulminacyjnym momencie na chełmski dworzec PKP przyjeżdżało po pięć, sześć pociągów dziennie, a w hali MOSiR przebywało pół tysiąca uchodźców.

Dwa dni po wybuchu wojny na chełmski dworzec PKP przyjechał pierwszy pociąg z uchodźcami z Ukrainy. Potem były po dwa dziennie – z okolic Lwowa i Kijowa. Najwięcej – 6 pociągów z uchodźcami – wjechało na chełmską stację w czwartek (3 marca). Były w nim aż 4 tysiące osób. Za każdym razem, gdy pociąg z Ukrainy zatrzymywał się w Chełmie, na uciekających przed wojną czekali chełmianie – samorządowcy, wolontariusze z gorącymi posiłkami, ciepłymi kocami, zabawkami dla dzieci.

Chełmscy urzędnicy informują, że przez miasto przewinęło się łącznie 15 tysięcy uchodźców (dane na piątkowe popołudnie, 4 marca). Oczywiście, nie wszyscy zostali u nas zakwaterowani. Duża część udała się w dalszą podróż. Część trafiła m.in. do tymczasowych miejsc pobytu, tj. świetlic wiejskich w okolicznych gminach. Część osób przewieziono do hali MOSiR przy ul. Granicznej. W sumie zarejestrowanych było tam ok. 2 tysiące osób i wszyscy skorzystali z udzielanego tam wsparcia (dane na 4 marca). W kulminacyjnym momencie w hali MOSiR przebywało aż pół tysiąca uchodźców.

Niektórzy mówią o zamieszaniu i konieczności usprawnienia koordynacji w udzielaniu pomocy uchodźcom. Ale przecież prawda jest taka, że harmonogramu „pomocowego” nikt z wyprzedzeniem nie tworzył, bo wybuchu „z dnia na dzień” wojny za naszą wschodnią granicą nikt się nie spodziewał. Większość działań podejmowano spontanicznie, wielu chełmian włączyło się w nie z odruchu serca. W piątkowe popołudnie w chełmskim ratuszu zorganizowano spotkanie w sprawie pomocy dla uchodźców z Ukrainy, na które zapraszano przedstawicieli organizacji pozarządowych. Omówiono współpracę w zakresie realizowanego wsparcia, a celem była właśnie wspólna koordynacji działań. (mo, fot. Ryszard Karczmarski)

News will be here