Poparzyły oczy w aquaparku

Prawie rok temu w Chełmskim Parku Wodnym miało dojść do wypadku zbiorowego, w którym ucierpiało aż sześć pracownic spółki. Państwowa Inspekcja Pracy dowiedziała się o tym dopiero teraz.

Niecały rok po otwarciu chełmskiego aquaparku na jaw wychodzą niezbyt ciekawe informacje. Tuż przed uruchomieniem obiektu (16 listopada) podobno doszło tam do wypadku zbiorowego, w którym ucierpiało aż sześć pracownic spółki Chełmskiego Parku Wodnego.
– Po około sześciu godzinach sprzątania kręgielni, jedna z pracownic zobaczyła u drugiej czerwone plamy na dekolcie i podpuchnięte, czerwone oczy. – Pomyślałyśmy, że to może jakaś reakcja uczuleniowa na napój energetyzujący. Potem, w domu, każdą z nas zaczęły strasznie piec oczy. Koleżanka zadzwoniła do mnie z płaczem w środku nocy, że nie może w ogóle zamknąć powiek. Była przerażona – opowiada jedna z dziewczyn.
Jeszcze tej samej nocy do dwóch z nich wezwana została karetka pogotowia. Jedna dostała zwolnienie lekarskie, ale – jak mówią ofiary zbiorowego wypadku – po telefonach i namowach z „góry” – nie okazała go w pracy. Dwie inne dziewczyny zaraz po zdarzeniu pojechały do okulisty w Zamościu, u którego jedna z nich leczyła się przed laty. Od razu rozpoznano u nich stan po rozległym i ostrym oparzeniu fotoelektrycznym obu oczu. Szybko okazało się też, że to przez szkodliwe dla oczu człowieka lampy UV, które Skanska zamontowała w kręgielni.
– Na pierwszym wspólnym spotkaniu z prezesem Mazurkiem, w grudniu, usłyszałyśmy, że „nie możemy tego traktować jako wypadek w pracy”. Nie wiadomo było, czy to wina firmy Skanska, że zamontowała te lampy, czy spółki, która dokonała odbioru obiektu – mówią pracownice. – Prezes powiedział nam, że porozmawia ze prezesem spółki Skanska i możemy liczyć na jakąś rekompensatę. Skończyło się na szumnych zapowiedziach, bo potem nie chciał już nawet z nami rozmawiać. Za każdym razem grzmiał tylko: „Czego znowu chcecie?” – opowiadają.
Od tamtej pory pracownice są pod stałą obserwacją okulisty (niektóre jeżdżą do specjalisty z Zamościa). Mają poparzone rogówki, siatkówki i spojówki obu oczu. Jedna z nich – zaćmę. Po miesiącach oczekiwania na „coś” więcej i niemijających problemach z oczami zaczęły coraz bardziej upominać się o potraktowanie tego jako wypadek zbiorowy w pracy i sporządzenie protokołu powypadkowego. Ponieważ na ustne prośby nikt nie reagował, 11 września złożyły oficjalne pismo w tej sprawie. Prezes nie odpowiedział (miał też próbować zrzucać odpowiedzialność na dyrektora aquaparku), więc na początku października poszło kolejne pismo z żądaniem protokołu. Jednej z „domagających się” nie przedłużono kończącej się akurat umowy o pracę. – Doszło do spotkania z panią inspektor BHP. Od razu zapytała nas, jakie są nasze postulaty, czego chcemy i czy wiemy, że możemy stracić przez to pracę. To samo słyszałyśmy już wcześniej. Dwie z nas się wycofały, zostały cztery. Teraz to już nawet nie chodzi o to odszkodowanie z ZUS, ale o naszą godność i sprawiedliwość – mówi jedna z ofiar wypadku.

Odbijanie pałeczki

– W piątek, 13 października, wypadek został oficjalnie zgłoszony przez poszkodowane, 16 października został zarejestrowany w dzienniku i, zgodnie z rozporządzeniem, powołany został zespół powypadkowy. Sprawa została zgłoszona do Państwowej Inspekcji Pracy i do wiadomości prokuratury. Postępowanie jest w toku – informuje prezes spółki Zbigniew Mazurek.
Mazurek zapiera się, że do 13 października nie wiedział o istnieniu jakiejkolwiek dokumentacji medycznej dziewczyn, a zdarzenie nie było traktowane jako wypadek, bo żadna z nich nie przebywała nigdy na zwolnieniu. – To było tuż przed otwarciem obiektu. Wówczas mnie tu nawet nie było, bo mieliśmy wtedy dużo przetargów do rozstrzygnięcia. Za lampy odpowiadał dyrektor, on też zgłosił ich wymianę. Ja przyjechałem już po fakcie – mówi prezes Chełmskiego Parku Wodnego.
– Nikt nie starał się tego zamieść pod dywan. Pracownicy byli przeszkoleni i znali swoje prawa. Mogli to oficjalnie zgłosić jako wypadek. Każdy ma wolną wolę – komentuje Mazurek. – Owszem, na spotkaniu powiedziałem im, że jeżeli będą miały jakieś koszty związane z leczeniem, to te pieniądze zwrócę – dodaje, zapewniając przy tym, że „osobiście” nikogo nie nakłaniał do siedzenia cicho i nigdy nie wspominał o wynegocjowaniu jakichkolwiek odszkodowań ze strony Skanska.
Kto był odpowiedzialny za odbiór lamp i dlaczego nikt nie zauważył, że zamontowano nie takie, jakie trzeba?
– Za wszystko odpowiada prezes – odbija piłeczkę dyrektor Chełmskiego Parku Wodnego Mirosław Czech.
Do sprawy wrócimy. (pc)

News will be here