Porażka na własne życzenie

ChKS CHEŁMIANKA – UNIA TARNÓW 1:2 (1:1)


1:0 – Korbecki (10), 1:1 – Mida (28), 1:2 – Tkaczuk (66).

ChKS: Grzywaczewski – Nowak, Stępień, Pendel (84 Cris), Płocki, Ofiara, Bednara (72 Marchuk), Pek (84 Boczuliński), Kobiałka (72 Złomańczuk), Korbecki, Karbownik, Knap.

Nie takiego początku piłkarskiej wiosny w wykonaniu trzecioligowej Chełmianki spodziewali się kibice biało-zielonych. Podopieczni Grzegorza Bonina ulegli niżej notowanej Unii, prezentując przy tym podobną dyspozycję, jak w meczach kontrolnych rozgrywanych w okresie przygotowawczym, które w większości zakończyły się porażkami chełmskiej drużyny.

Samo spotkanie Chełmianka rozpoczęła dobrze. Od początku zaatakowała rywala i pierwszy gol dosłownie wisiał w powietrzu. Nie udało się w 6 min. z rzutu wolnego z 17 metrów, nie wpadło nic po kombinacyjnych akcjach, ale w 10 min. Jakub Karbownik przeprowadził ładną akcję, zagrał w pole karne do Bartłomieja Korbeckiego, który technicznym strzałem w długi róg nie dał szans bramkarzowi Unii. Tym samym zdobył swojego piętnastego gola w sezonie. Pojedynek chwilami przypominał pierwszy mecz tych drużyn, który w sierpniu odbył się w Tarnowie, kiedy to Chełmianka atakowała, stwarzała dogodne sytuacje, ale była nieskuteczna. Do 20 min. w Lubartowie powinno być 3:0 dla biało-zielonych i taki wynik odzwierciedlałby to, co działo się na boisku. Niestety, Karbownik, Korbecki i Jakub Knap nie wykorzystali znakomitych sytuacji. Zwłaszcza ten ostatni, który zagrał na szpicy, bo Krystian Mroczek pauzował za kartki, zaprzepaścił najlepszą okazję. Nie trafił do bramki z trzech metrów i chyba sprawił, że w kolejnym meczu, gdy do kadry meczowej wróci Mroczek, Knap ponownie usiądzie na ławce rezerwowych.

Niewykorzystane sytuacje na ogół się mszczą, o czym wiedzą prawie wszyscy fani futbolu. Nie inaczej było w Lubartowie. Po 25 minutach Chełmianka dosłownie przestała grać w piłkę. Trzy minuty później Unia przeprowadziła składną akcję. Zespół gospodarzy bronił akurat w niskim pressingu, wszyscy piłkarze znajdowali się blisko własnego pola karnego. Goście wymienili kilka podań, aż piłka trafiła na prawą stronę do skrzydłowego. Ten nieatakowany spokojnie ją przyjął i zagrał wzdłuż bramki.

Żaden z trzech znajdujących się w polu karnym obrońców Chełmianki nie potrafił jej wybić w aut i zamykający przy drugim słupku akcję Szymon Mida nie miał problemów ze skierowaniem futbolówki do siatki. Po stracie gola biało-zieloni znów poszli do przodu, lecz pod bramką przeciwnika nie potrafili podjąć dobrych decyzji. Szybkie akcje kończyły się albo złym zagraniem i stratą piłki, albo niecelnym strzałem. Poza tym sam Korbecki, który brał grę na siebie, mijał rywali jak slalomowe tyczki, nie miał odpowiedniego wsparcia wśród pozostałych kolegów z drużyny. Więcej można było spodziewać się po Michale Kobiałce i Karbowniku. Jedynie Jakub Bednara starał się dotrzymywać kroku najlepszemu graczowi biało-zielonych.

Drugą połowę lepiej rozpoczęła Unia, która w 55 min. postraszyła chełmską defensywę, marnując stuprocentową sytuację do zdobycia gola. W 65 min. goście po raz drugi zagrozili bramce Chełmianki. W tej sytuacji dobrze interweniował Jakub Grzywaczewski, wybijając piłkę na rzut rożny, ale było to już poważne ostrzeżenie, które jak się za moment okazało biało-zieloni zbagatelizowali. Po dośrodkowaniu z rogu jeden z graczy Unii przedłużył głową podanie na dalszy słupek a pozostawiony bez opieki Witalij Tkaczuk strzałem głową z najbliższej odległości zdobył drugiego gola. Chełmianka do ostatniego gwizdka sędziego walczyła o wyrównującego gola, stworzyła sobie kilka okazji, oddawała strzały, ale wynik nie uległ już zmianie.

Szkoda straconych punktów, bo Unia była do ogrania. Chełmianka przegrała spotkanie, podobnie jak w Tarnowie, na własne życzenie. Po meczu pojawiły się opinie, że trener Grzegorz Bonin nie trafił ze składem, przede wszystkim z zawodnikami, którzy zagrali w formacji defensywnej. Faktem jest, że z Karolem Pendlem w środku obrony i Bartłomiejem Płockim na boku Chełmianka w meczu o stawkę zagrała po raz pierwszy. Inna sprawa, iż za kartki pauzował podstawowy defensor chełmskiej drużyny Kacper Wiatrak i szkoleniowiec musiał poszukać innego rozwiązania. Wydawało się jednak, że postawi na brazylijskiego stopera Christiana „Crisa” Santanę, który gdy wszedł w 84 min. pokazał, że ma dużo jakości i warto dać mu szansę od pierwszej minuty. „Eksperymenty” w opinii widzów nie wyszły najlepiej, ale Grzegorz Bonin już nie raz pokazał, że z porażek potrafi wyciągać wnioski.

W najbliższą sobotę 9 marca o 15.00 Chełmianka w Dębicy zagra z tamtejszą Wisłoką. Jesienią chełmianie przegrali u siebie 1:2. Mając na uwadze, że tydzień później biało-zieloni zmierzą się z liderem Wieczystą Kraków, naszpikowaną piłkarzami z historią w PKO Bank Polski Ekstraklasa, w pojedynku z Wisłoką zespół powinien pokusić się o punkty, by cały czas utrzymywać kontakt z czołówką tabeli.(rt)

News will be here