Sobiborski Park Narodowy wywołuje skrajne emocje

W sali wypełnionej po brzegi, wśród wójtów, radnych, rolników, leśników, myśliwych i mieszkańców powiatu włodawskiego i chełmskiego, odbyło się spotkanie, które na długo zostanie w pamięci uczestników. Temat? Powołanie Sobiborskiego Parku Narodowego. Emocje sięgnęły zenitu. Jedni mówili o szansie na rozwój i ochronie unikalnej przyrody. Inni – o końcu lokalnej gospodarki i życiu w „rezerwacie bez ludzi”.

We wtorkowym (17 czerwca) spotkaniu zorganizowanym przez wójta Woli Uhruskiej, Jacka Kozyrę w świetlicy w Uhrusku udział wzięli wójtowie ościennych gmin: Hańska, Sawina i Włodawy, wicestarosta powiatu włodawskiego, radni, sołtysi, reprezentanci instytucji, a także przedstawiciele ZUL-ów, rolników, myśliwych i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

Już od pierwszych minut wiadomo było, że będzie to spotkanie pełne napięć, bo zdecydowana większość zebranych nie kryła się z tym, że nie chcą tu żadnego parku. – To tworzenie getta dla lokalnych i dla przyjezdnych – padały z sali głosy, gdy omawiano propozycję udostępnienia tylko 10 procent obszaru parku dla turystów. Głosów niezadowolenia było wiele. – To bzdura! Tych rzeczy nie da się słuchać. Ten człowiek jest obłąkany! – krzyczał Adam Peruta z Włodawy, założyciel strony sprzeciwiającej się powstaniu parku narodowego w trakcie wystąpienia dr Bartłomieja Woźniaka, jednego z pomysłodawców parku.

Ten pracownik Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie w swojej prelekcji omówił najbardziej istotne z przyrodniczego punktu widzenia aspekty wprowadzenia najwyższej formy ochrony przyrody na terenie gmin Włodawa, Wola Uhruska, Hańsk i Wyryki. Wielką wartość przyrodniczą tego regionu podkreślał również Krzysztof Gorczyca. To prezesem Towarzystwa dla Natury i Człowieka, organizacji ekologicznej z Lublina działającej od 2004 roku jako OPP, skupiającej się na ochronie przyrody, promocji zrównoważonego rozwoju, edukacji ekologicznej i kulturowej.

Reprezentuje towarzystwo w licznych inicjatywach, m.in. projekcie „Polesie czy Powęgle” – obywatelskiej debacie o przyszłości Polesia sprzeciwiającej się wydobyciu węgla. Propaguje wegetarianizm, zrównoważony transport oraz ochronę tradycji lokalnych, m.in. poprzez ochronę cmentarzy pogranicza czy wspieranie muzycznej kultury wiejskiej. W swoim wystąpieniu w Uhrusku podkreślał potrzebę ochrony przyrody przy równoczesnym uwzględnieniu interesów społeczności lokalnej.

– To nie zamknięty rezerwat. To park, który może być otwarty dla mieszkańców. Darmowy wstęp, dostęp do lasów i runa leśnego, a przy tym ochrona unikalnych torfowisk i gatunków, takich jak puszczyk mszarny czy żółw błotny – mówił aktywista i wyliczał kolejne korzyści wynikające z jego pomysłu.

– Będę rekompensaty dla gmin w wysokości 620 zł za hektar gruntów objętych ścisłą ochroną, dodatkowe fundusze dla samorządów, środki na wsparcie lokalnych biznesów i ZUL‑ów, a pracownicy nadleśnictwa zostaną zatrudnieni w przyszłej dyrekcji parku. Mieszkańcy tego terenu od 35 lat są mamieni obietnicami przyciągnięcia przez kolejne władze mitycznego inwestora, który diametralnie odmieni sytuację gospodarczą powiatu i teraz taka szansa właśnie się pojawia i jest bardzo realna – to park narodowy – przekonywał Gorczyca, ale jego argumenty nie trafiły na podatny grunt. Dla wielu rolników i właścicieli firm leśnych park oznacza ograniczenia w działalności gospodarczej, utratę źródeł dochodu i zdecydowane pogorszenie jakości życia.

Nauka kontra emocje

Po zwolennikach powołania parku głos zabrał Maciej Prędkiewicz z Nadleśnictwa Sobibór, który opowiedział o tym, w jaki sposób leśnicy chronią przyrodę i co stanie się z lasem, gdy park powstanie. Mówił m.in. o tym, że około połowa terenu nadleśnictwa to lasy sosnowe posadzone w latach 50 i 60-tych XX wieku. To monokultury, są słabe i bardzo podatne na różne niekorzystne czynniki jak choroby czy szkodniki, więc bez opieki leśników będą skazane na wymarcie. O ochronie przyrody, ale tej uprawianej przez myśliwych, mówił również Piotr Sosiński, pracownik nadleśnictwa i łowczy koła PZŁ nr 86 „Szpak” w Woli Uhruskiej. Podkreślił on ich rolę w walce z drapieżnikami czy inwazyjnymi gatunkami obcymi, takimi jak szopy-pracze czy jenoty.

– Nasze losy zależą od tego, komu teraz zawierzymy. Czy osobom, które działają w złej wierze, a w dodatku są od nas silniejsi, bardziej inteligentni, wygadani, czy tym, którzy żyją tu i pracują od pokoleń. Tak poważna decyzja musi być podjęta przez nas, a nie narzucona przez kogoś z góry. Mało tego, musimy kierować się naszym własnym egoistycznym interesem i działać dla dobra mieszkańców i gmin. Ta gra toczy się znaczonymi kartami, ale jeśli poprowadzimy ją odpowiednio, będzie szansa, że nie zostaniemy zmuszeni do płacenia cudzych rachunków – przekonywał łowczy.

Po tych wystąpieniach przyszedł wreszcie czas na dyskusję. Pierwsze pytanie zadał Mariusz Jachimczuk, sekretarz gminy Wola Uhruska, który chciał wiedzieć, czy przyroda na terenie Lasów Sobiborskich jest faktycznie zagrożona i jaka będzie największa korzyść z wprowadzenia parku. B. Woźniak stwierdził, że największą wartością dodaną parku będzie polepszenie stosunków wodnych, co rozsierdziło dr hab. Jarosława Dawidka z Katedry Hydrologii i Klimatologii UMCS, który z wykształcenia i zamiłowania jestem hydrologiem, a przedmiot jego zainteresowań naukowych stanowią problemy związane ze sposobem funkcjonowania zlewni rzecznych oraz jeziornych, zaś szczególną uwagę poświęca systemom zlewniowo-jeziornym lubelskiego odcinka doliny Bugu.

– Skoro pan przychodzi do tych ludzi, to – na miłość boską – pan się przygotuj. Bo pan nic nie wie na temat środowiska, o którym się wypowiada. Pan nic nie wie o stosunkach wodnych, a tak się składa, że ostatnie badania na ten temat są mojego autorstwa. Mówienie, że jak zwiększymy obszary chronione, to bioróżnorodność nagle się zwiększy, to czysta herezja. Pan swoją waloryzację przyrodniczą, czyli kondycję środowiska, oparł na połowie tego środowiska, skupiając się na biocenozie, czyli części żywej. Ani słowem nie wspomina pan o biotopie, czyli części mineralnej, więc opisywanie jakiegoś zjawiska w oparciu jedynie na połowicznych danych nie przystoi naukowcowi i w tej postaci jest z pana strony czystą manipulacją – mówił J. Dawidek.

Nie brakowało też głosów, że propozycja parku to próba narzucenia mieszkańcom tych ziem decyzji z góry. – Ludzie nie chcą tego parku, a wy i tak chcecie przekazać koncepcję do ministerstwa. Dlaczego nie przyszliście najpierw porozmawiać, zapytać, co o tym myślimy? – pytała jedna z sołtysów. W podobnym tonie wypowiadała się Agnieszka Dąbrowska, wójt gminy Sawin. – Nic o nas bez nas.

Zawsze i przede wszystkim liczy się człowiek, a tu panowie poszli zupełnie nie tą drogą – mówiła. Emocje starał się studzić Dariusz Semeniuk, wójt gminy Włodawa, który zauważył, że w parlamencie cały czas toczą się prace legislacyjne nad zmianami w prawie. – Obecnie wygląda to tak, że o tym, czy powstanie park narodowy, decyduje rada gminy. Z tego jednak co słyszę, resort klimatu i środowiska dąży do tego, by samorządy miały jedynie funkcję opiniującą i żeby ostateczny głos przy powołaniu do życia parku narodowego miało ministerstwo, więc może się okazać, że zostaniemy postawieni przed faktem dokonanym i nie będziemy mieli nic do powiedzenia – tłumaczył wójt.

O zgubnych skutkach powstania takiego tworu mówił również Marek Kuszneruk z Woli Uhruskiej. – Powołanie parku będzie oznaczało zniknięcie pięciu kół łowieckich. Co za tym idzie, znikną też ludzie, firmy, punkty skupu. To może być Akcja „Wisła 2” w białych rękawiczkach, więc jeśli koniecznie chcecie robić park, róbcie go u siebie w Wilanowie – ostrzegał myśliwy na koniec odnosząc się do słów Gorczycy o wielkim pracodawcy. – W sercu Lasów Sobiborskich mieliśmy już kiedyś fabrykę, fabrykę śmierci, a park narodowy dla tych terenów będzie oznaczał jedno – naturalne wymieranie w ciągu jednego pokolenia.

Co dalej z parkiem?

Zgodnie z planem i prawem, koncepcja przygotowana przez duet Woźniak – Gorczyca trafi do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Po jej pozytywnym zaopiniowaniu zostanie skierowana do samorządów, a w dalszej kolejności – do parlamentu.

– Jeśli nie dojdziemy do porozumienia z mieszkańcami i samorządami, to park i tak powstanie – tylko zapewne nieco później i w gorszej wersji dla mieszkańców niż ta, którą wam tutaj prezentujemy – przekonywał na koniec spotkania Gorczyca, czym nie zaskarbił sobie sympatii zebranych. Z sali padły pytania, kto go sponsoruje. Aktywista przyznał, że finanse czerpie m.in. z różnych dotacji unijnych.

Debata nie zakończyła się żadną jednoznaczną decyzją. Jedno jest jednak pewne – w końcu Sobiborski Park Narodowy przestał być tylko projektem w dokumentach. Stał się sprawą, która z pewnością podzieli rodziny, gminy i całe środowiska. (bm)