Spłacił cudzą pożyczkę

Historia pana Patryka ze Świdnika to dowód na to, że nawet młode osoby, mogą paść ofiarą internetowych oszustów. Mężczyzna został zmanipulowany przez oszusta podającego się za pracownika banku i w efekcie spłacił kredyt, którego nie zaciągnął.


Policja wciąż przypomina, że oszuści wymyślają coraz to nowe sposoby na to, aby dobrać się do naszych oszczędności. Podają się za policjantów, wnuczków, pracowników opieki społecznej lub banków, albo przysyłają maile podszywając się np. pod PGE wzywające nas do uregulowania drobnych, a faktycznie nieistniejących zaległości w opłatach za prąd. Ich ofiarą najczęściej padają starsze osoby, ale nie zawsze. Jak przebiegli i perfidni potrafią być tacy oszuści na własnej skórze przekonał się pan Patryk, student ze Świdnika.

Pod koniec kwietnia br. mężczyzna odebrał telefon od osoby podającej się za pracownika banku, w którym świdniczanin miał konto. Dzwoniono z numeru, który wyglądał na stacjonarny, z kierunkowym 81. Rozmówca podał swoje imię i nazwisko oraz numer ID pracownika. Co ciekawe, znał dane osobowe pana Patryka i adres zamieszkania. Poinformował go, że we Wrocławiu zaciągnięto pożyczkę na jego nazwisko i pytał, czy to na pewno on wziął ten kredyt, bo ostatnie logowania do bankowości były lokalizowane w Świdniku.

– Kiedy powiedziałem, że nie brałem kredytu, poinformował mnie o wycieku danych posiadaczy kont w banku, po czym mnie uspokoił, że sprawa zostanie zgłoszona na policję i zapytał, czy chcę od razu anulować tę pożyczkę – opowiada świdniczanin. – Zapytałem, czy mógłbym to zrobić osobiście, w oddziale w Świdniku. Powiedział, że mogę to zrobić, ale do czasu, aż zjawię się w banku, moje wszystkie pieniądze z konta, wraz z przyznanym kredytem mogą zostać wypłacone. Zestresowany zgodziłem się na zablokowanie dostępu do konta przez rozmowę telefoniczną.

Rozmowa miała zostać przekierowana do działu technicznego. W trakcie oczekiwania na to połączenie słyszałem w telefonie muzykę i co jakiś czas odzywał się automat informujący, że połączenie zostanie wznowione. Po chwili odezwał się inny mężczyzna. Przedstawił się jako pracownik działu technicznego podał imię, nazwisko i nr ID. Poinformował, że rozmowa jest nagrywana, jako dowód dla policji i powiedział, że pomoże mi zablokować dostęp do mojego konta. W tle było słychać podobne rozmowy, co najmniej trzech innych osób. To dodatkowo wzbudziło moje zaufanie, że jest to biuro infolinii.

Panu Patrykowi polecono zainstalowanie aplikacji „AnyDesk”, a następnie zaakceptowanie robota, który miał pomóc w weryfikacji jego lokalizacji oraz lokalizacji tego, kto wziął na niego kredyt.

– Robot nazywał się tak jak bank. Osoby, z którymi rozmawiałem znały moje dane osobowe, moje miejsce zamieszkania, profesjonalnie prowadziły rozmowę. Byłem pewien, że mam do czynienia z pracownikami banku – wspomina świdniczanin.

Następnie pan Patryk został poproszony o wysyłanie sms-ów pod wskazany numer, co miało posłużyć, jako dowód anulowania kredytu. Polecono mu również zalogowanie się do aplikacji bankowej w celu sprawdzenia konta. Kiedy to zrobił, na jego koncie widniała kwota 4,6 tys. zł pożyczki.

– Zapytano mnie, czy chcę ją od razu zwrócić. Zdenerwowany powiedziałem, że tak. Do tego potrzebna była aktywacja kolejnej aplikacji. Rozmówca instruował mnie, co mam robić. Kiedy w końcu zalogowałem się do tej aplikacji pojawił się w niej komunikat o możliwości zwrotu pieniędzy. Kliknąłem w blika i z konta zniknęło 4 tys. zł. Zapewniono mnie, że pozostałe 600 zł zostanie zwrócone w momencie otrzymania nowej karty, a do tego czasu dostęp do konta zostanie zablokowany – mówi świdniczanin.

Następnie pan Patryk został wylogowany z aplikacji. Próbował zalogować się na swoje konto w banku, ale nie mógł. O rozmowie z pracownikami banku opowiedział bliskim. Wspólnie postanowili, że trzeba tę sprawę wyjaśnić na miejscu, w świdnickim oddziale. Tego dnia był on już jednak zamknięty. Pan Patryk poszedł więc na policję, gdzie uświadomiono mu, że padł ofiarą oszustów. – Udało się ustalić, że pieniądze z konta syna wypłacono blikiem w bankomacie w Warszawie. Nie wiemy, czy monitoring z tego miejsca został zabezpieczony. Chcieliśmy jakoś odkręcić tę sprawę, ale bank nie widział problemu.

Kredyt został wzięty. Pomogłam synowi go spłacić, bo baliśmy się odsetek. Miałam akurat odłożone pieniądze, co prawda na coś innego, ale co zrobić… W banku powiedziano nam, że dobrze, że to 4 tys., a nie więcej, ale to i tak znacznie więcej, niż moja miesięczna wypłata. Po tym zlikwidowaliśmy konto w tym banku i więcej nie zamierzamy korzystać z jego usług. Bank nie poniósł za tę sytuację żadnej odpowiedzialności – komentuje mama pana Patryka.

Do tematu wrócimy. (w)

News will be here