Wracamy do tematu martwego bociana, który utknął w gnieździe na słupie energetycznym w miejscowości Gotówka w gminie Ruda-Huta. Mimo zgłoszeń, przez wiele dni nikt nie poczuwał się do usunięcia truchła ptaka. Sytuację udało się rozwiązać dopiero dzięki determinacji mieszkańców, którzy – jak sami mówią – wyręczyli urzędników w ich obowiązkach.
Zwisające bezwładnie skrzydło martwego bociana mieszkańcy Gotówki zauważyli tuż przed Wielkanocą. Ptak padł nagle z niewyjaśnionej przyczyny, a jego ciało zaczęło się rozkładać w pełnym słońcu. Zaniepokojeni ludzie zaalarmowali urząd gminy i zakład energetyczny, prosząc o pomoc.
– Zakład energetyczny PGE poinformował, że może wyłączyć prąd na czas działań, ale odpowiedzialność za usunięcie martwego zwierzęcia spoczywa na gminie. Ta z kolei stwierdziła, że nie dysponuje odpowiednim sprzętem, a wynajęcie specjalistycznej firmy wiązałoby się z kosztami. Zrobiło się ciepło, a bocian wisi w gnieździe i cuchnie. Czy naprawdę nikt nie może zareagować? – pytali z rozgoryczeniem mieszkańcy.
Urzędnicy przyznawali, że sytuacja jest kłopotliwa i niecodzienna. Tłumaczyli, że pomoc byłaby możliwa, gdyby zwierzę wciąż żyło.
– Gmina nie dysponuje sprzętem do pracy na wysokościach. Konieczne byłoby wynajęcie specjalistycznej firmy, co generuje koszty. Przyroda rządzi się swoimi prawami. Za parę dni bocian na pewno spadnie i wtedy będzie można go uprzątnąć. Gdy musimy wybierać między oddaniem psa do schroniska a sterylizacją dwóch kotek, trudno uzasadnić taki wydatek – tłumaczyli urzędnicy.
O problemie mieszkańców Gotówki poinformowaliśmy Biuro Prasowe PGE Dystrybucja. Już po świętach otrzymaliśmy informację, że interwencja została przeprowadzona. W usunięciu martwego ptaka pomogli także strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie.
– Jesteśmy ogromnie wdzięczni panom z zakładu energetycznego i strażakom, którzy kolejny raz pokazali, że można na nich polegać. To dzięki nim w końcu udało się zlikwidować problem – mówią mieszkańcy. Dodają jednak z goryczą, że mają poczucie, iż wyręczyli w pracy urzędników.
– Wykonałam w tej sprawie mnóstwo telefonów, rozmawiałam z przedstawicielami wielu, instytucji – od sanepidu, przez ochronę środowiska, aż po parki krajobrazowe – mówi jedna z mieszkanek. – Wszędzie słyszałam to samo: sprawą powinna zająć się gmina. To przykre, że trzeba było tylu telefonów i tyle uporu, żeby ktoś zareagował. (w)