Został kikut i niesnaski

Sprawa ogołocenia z konarów daglezji, rosnącej na prywatnej działce we Włodawie, i ukarania za to jej właściciela, ciągnie się już od pół roku. Ostatnio stała się przyczyną konfliktu między przewodniczącą rady miasta a burmistrzem i miejskim prawnikiem.

Przypomnijmy, we września ubiegłego roku mieszkaniec Włodawy ogłowił rosnącą na jego działce okazałą daglezję. Został z niej jedynie kikut pnia. Zrobił to, nie informując o tym urzędników, ani nie występując o pozwolenie do miasta, więc Ratusz wszczął postępowanie o jego ukaranie za zniszczenie drzewa. Właściciel tłumaczył się, że musiał je przyciąć ze względów bezpieczeństwa, bo rosnące na posesji rozłożyste drzewo mogło zostać powalone przez silny wiatr i zrobić komuś krzywdę i zniszczyć pobliski budynek.

Urząd te argumenty uwzględnił, ale uznał, że tak radykalna przycinka korony nie była konieczna i właściciel miał obowiązek wystąpić o zezwolenie na usunięcie drzewa. Urząd wymierzył najniższą z możliwych w takim przypadku karę 30 zł za każdy z 230 centymetrów obwodu pnia drzewa mierzonego na wysokości 130 cm (stawki wskazuje ministerialny taryfikator ), czyli 6690 zł.

Ukarany odwołał się od decyzji burmistrza do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, a ono uchyliło decyzję, przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia, a przy okazji nakazując miastu przeprowadzenie ekspertyzy przez specjalistę z zakresu dendrologii (będzie to kosztowało miasto 6 tys. zł, więc jeśli nawet kara stanie się prawomocna – a nie jest to takie pewne – samorządowa kasa na całej sprawie zyska kilkaset złotych).

Jak wszystko, to wszystko

Postępowanie jest w toku, ale ostatnio pojawił się w niej nowy wątek. Na początku marca przewodnicząca Rady Miejskiej we Włodawie Joanna Szczepańska złożyła interpelację w sprawie „Wniosków o ukaranie za niewłaściwą pielęgnację i samowolne ścięcie korony drzewa na terenie Gminy Miejskiej Włodawa”. Radna pyta w niej m.in. o to. na czyj wniosek zostało wszczęte postępowanie m.n. w sprawie ogołocenia daglezji i prosi o kserokopie dokumentacji dotyczącej tego postępowania, ponieważ podczas ostatniej sesji, gdy poruszona została sprawa przeznaczenia 6 tys. zł na ekspertyzę dendrologiczną, nie uzyskała wystarczających informacji.

Przy okazji radna zastrzegła, że jeśli wniosek o wszczęcie postępowania o ukaranie właściciela daglezji wszczęła organizacja pozarządowa, prosi o podanie jej nazwy, ale jeśli to zrobiła osoba prywatna, to prosi o anonimizację jej danych osobowych. Odpowiedź na interpelację pojawiła się na miejskim BIP w połowie marca wraz z kompletną dokumentację. Burmistrz informuje w niej, że postępowanie w sprawie zniszczenia daglezji wszczęte zostało z urzędu, a decyzja o ukaraniu została wydana 10 września 2020 r.. Dodaje, że 14 września ub.r, (a więc już po wydaniu decyzji) do urzędu wpłynął wniosek o wszczęcie postępowania w tej sprawie Inicjatywy Lokalnej Między Drzewami, w imieniu której podpisała się… (i tu pada imię i nazwisko przedstawicielki ILMD).

Do podania w odpowiedzi informacji o złożeniu wniosku ILMD i ujawnienie nazwiska osoby, która się podpisała w imieniu stowarzyszenia, choć wpłynęło ono już po wydaniu decyzji, a więc nie miało żadnego znaczenia dla sprawy, odniosła się na ostatniej sesji (26 marca) przewodnicząca Szczepańska, zarzucając burmistrzowi, że zachował się nieelegancko, ujawniając w internecie dane osobowe osoby zgłaszającej, pomimo jej prośby w interpelacji, by tego nie robić.

– Czytając odpowiedź na tę interpelację miałam takie wrażenie, że prowadzi się taką narrację, która prowadzi do obwiniania zgłaszającego o przestępstwie. To tak, jakby ktoś zgłaszał o kradzieży samochodu, a policja i prokuratura po złapaniu sprawcy, obwinia tego, któremu ukradziono ten samochód, zarzucając mu, iż naraził organy ścigania na tyle zachodu i koszty – denerwowała się radna.

– Mam wrażenie, że komuś zależy bardzo na tym, by zdyskredytować tę osobę lub tę organizację działającą na rzecz dobra wspólnego. To jest łamanie prawa, w tym ustawy o ochronie danych osobowych. Zupełnie nie rozumiem tego sposobu myślenia – grzmiała przewodnicząca, wskazując, że o ile nazwisko przedstawicielki ILMD w odpowiedzi burmistrza się znalazło, to nazwisko osoby ukaranej za zniszczenie daglezji zostało utajnione.

W odpowiedzi burmistrz Wiesław Muszyński stwierdził, że udzielił odpowiedzi zgodnie z wolą radnej i postąpił zgodnie z prawem, a jego zdaniem imię i nazwisko nie są danymi osobowymi. Taką samą opinię wyraził radca prawny urzędu, próbując udowodnić, że osoba składająca zawiadomienie o możliwości przestępstwa nie jest osoba prywatną. – Zawsze jest to jedno stowarzyszenie i w przestrzeni publicznej funkcjonuje od dawna. Ta pani nie jest osobą prywatną, w mojej ocenie, i dlatego nie mają tutaj zastosowania przepisy dotyczące anonimizacji. Informacja o tej osobie znalazła się w tej odpowiedzi na interpelacji, bo podano cały kontekst sprawy – przekonywał prawnik.

Wypowiedź radcy, nieodwołująca się do żadnych konkretnych przepisów prawnych, nie przekonała ani przewodniczącej Szczepańskiej, ani wielu radnych, którzy przy okazji zwrócili uwagę, że to kolejne w ostatnim czasie – po konflikcie dotyczącym pracy biura rady – pole sporu na linii przewodnicząca rady – urząd. (gd)

News will be here