Karuzela oddziałów i prezent dla lichwiarzy

Szpital przy al. Kraśnickiej zamierza zaciągnąć 300 mln zł taniej pożyczki w Banku Gospodarstwa Krajowego na spłatę starych, wysokooprocentowanych pożyczek, udzielonych m.in. przez parabanki. Zabezpieczeniem nowej pożyczki będzie hipoteka na gmachu Centrum Spotkania Kultur oraz Filharmonii i Teatru Muzycznego

Jest taki moment w życiu marszałka, gdy po prostu musi coś zreformować. Niestety, niewielu jest takich, którzy potrafią usiąść i poczekać, aż im przejdzie, a co gorsza, z reguły pada na służbę zdrowia.


To już kolejna marszałkowska ekipa, która bierze się za naprawianie samorządowych szpitali, a ponieważ w składzie obecnego Zarządu Województwa nie ma nikogo, kto choćby zetknął się z polityką zdrowotną, perspektywy całej operacji wydają się być zupełnie… pewne. Znowu skończy się klapą. Ale obyśmy się mylili.

Wszystkie błędy poprzedników

Zwłaszcza, że obecni marszałkowie wydają się nie zdawać sobie sprawy, że powtarzają niemal wszystkie błędy swoich poprzedników. Tamci też biadali (słusznie) nad zadłużeniem szpitali, tak samo nie mogli zrozumieć, czemu kolejne pożyczki udzielane są placówkom medycznym niemal wyłącznie przez parabanki i na lichwiarskich zasadach. Przede wszystkim obecni rządcy z PiS-u, podobnie jak ich poprzednicy z PO i PSL nie mając pojęcia co robić, zaczynają od przestawiania łóżek, czyli przenoszenia oddziałów między szpitalami.

I zapewne na tym też skończą, przy czym tylko nie posiadający specjalistycznej wiedzy ekonomicznej humanista, jak na przykład obecny nadzorca ochrony zdrowia, wicemarszałek Zbigniew Wojciechowski może uwierzyć, że pieniędzy w systemie przybędzie od tego, że się jednej placówce kontrakt może trochę zwiększy, za to drugiej sporo zmniejszy. A mimo to tak właśnie brzmiał niemal jedyny konkret przedstawiony podczas zaprezentowanych w grudniu założeń planu naprawczego dla lubelskiej służby zdrowia.

Już raz, pod rządami PO, w taki sam sposób o mało nie doprowadzono do upadku Szpitala im. Jana Bożego, zniszczono za to Wojewódzką Przychodnię Skórno-Wenerologiczną i dawną Wojewódzką Przychodnię Specjalistyczną, niegdyś na ul. Niecałej. Cały pomysł z karuzelą oddziałów ignoruje bowiem powszechnie znane fakty: po pierwsze, że kontrakt nigdy nie idzie za przenoszonymi łóżkami w skali 1 do 1, a Narodowy Fundusz Zdrowia zawsze korzysta z okazji, żeby coś sobie urwać. Po drugie, na zakrętach tych przeprowadzek regularnie gubi się pacjentów (niezainteresowanych nowymi lokalizacjami lub po prostu zdezorientowanych) i lekarzy.

Cichy powrót Godzilli

Dalej zresztą projekt panów Wojciechowskiego i Piotra Mateja (dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego) też brzmi niczym cytat z pomysłów Tomasza Pękalskiego i Zbigniewa Orła, czyli twórców wizji „Szpitalnej Godzili”. Znowu usłyszeliśmy, że „coś trzeba zrobić z oddziałami, które mają obłożenie nie wyższe niż 80%”, co ma niby wskazywać, że miejsc w marszałkowskich szpitalach jest „za dużo”.

Kłam takim wyliczeniom zadała w kolejnych latach choćby polityka Uniwersytetu Medycznego i szpitali klinicznych, które swoją bazę sukcesywnie powiększają, podczas gdy zwijanie się marszałkowskiej ochrony zdrowia nie przynosi bynajmniej poprawy bilansu, a jedynie wprowadziło utrudnienia dla pacjentów. Wojciechowski i Matej zapowiedzieli także łączenie „niemedycznych komórek organizacyjnych”, co z kolei wydaje się powrotem do innego nieudanego pomysłu, lansowanego przez Arkadiusza Bratkowskiego – stworzenia jednej czapy administracyjnej nad wszystkimi, a przynajmniej tylko lubelskimi jednostkami, co również okazało się całkowicie nierealistyczne wobec wymogów prawa i specyfiki poszczególnych placówek.

Generalnie więc mamy do czynienia z koncepcją sprowadzającą się do zapowiedzi: „obiecujemy to samo, co obiecywali poprzednicy, którym nie wyszło, ale nam wyjdzie, chociaż nie wiemy dlaczego”. Ostrożnie można zauważyć, że nie jest to wizja szczególnie porywająca…

Likwidacja Jana Bożego i COZL bez końca?

Oczywiście, oprócz bajkopisarstwa, na marginesie planów marszałków pojawiają się konkrety – tyle, że i one nie brzmią optymistycznie. I tak, oprócz samych długów szpitali, sięgających obecnie ok. 910 mln zł, dowiadujemy się na przykład o ambitnych zamiarach nowej dyrekcji Szpitala Jana Bożego, planującej przeszło trzykrotnie zwiększyć liczbę łóżek opieki długoterminowej, aż do niebagatelnej wobec ogromu potrzeb liczby 250. Zamysł to szczytny, nie wiadomo jednak, skąd wziąć na to pieniądze. Przede wszystkim zaś odczuwa się gdzieś w tym projekcie niedopowiedzenie. Skoro bowiem po takiej zmianie Jan Boży stałby się nieomal dodatkiem do własnego ZOL-u, to może drugim dnem koncepcji jest jednak likwidacja tej jednostki i włączenie jej pozostałych oddziałów (a przynajmniej tych zabiegowych) w struktury Szpitala im. Wyszyńskiego? Już raz taki pomysł dobicia placówki z Kruczkowskiego-Biernackiego był na tapecie za poprzednich zarządów i zdaje się, że właśnie po cichu powraca.

Innym konkretem jest bez wątpienia znana medyczna studnia bez dna, czyli Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, na którego wyposażenie, dosprzętowienie i utrzymanie wciąż nie ma pieniędzy. Znowu okazuje się, że brakuje 120 milionów złotych na sprzęt, a z pewnością nie są to wszystkie potrzeby. Zupełnie słusznie po dodatkowe środki lobbyści COZL uderzyli już do rządu, niemniej biorąc pod uwagę, że, by finansować całą resztę „reform”, marszałkowie chcą sprzedawać szpitalne grunty i na otaczających szpitale działkach, zamiast nowych oddziałów, zapewne wyrosną apartamentowce.

Zrobią dobrze parabankom kosztem kultury

No i na koniec wisienka na torcie. Projekt przyjęty na początku grudnia przez sejmik województwa, oprócz wyprzedaży gruntów przeznaczonych dotąd na działalność medyczną (czyli, jak można zakładać, otoczenia Szpitala im. Wyszyńskiego i dawnego Okręgowego Szpitala Kolejowego), zakłada zastawieniu gmachu Centrum Spotkania Kultur wraz z Filharmonią i Teatrem Muzycznym i to nie po to, by dofinansować rzężącą pod kolejnymi już rządami lubelską kulturę, tylko, by zaspokoić roszczenia parabanków wobec szpitala przy al. Kraśnickiej. Jasne, sam pomysł zmniejszenia kosztów obsługi przeszło 320-milionowego zadłużenia tej jednostki wydaje się szczytny, jednak wybrana metoda jawi się łagodnie mówiąc jako kontrowersyjna. Bo skoro już hipoteka, to czemu panowie marszałkowie w łaskawości swojej nie zastawili na przykład własnego urzędu, tylko wywołują zagrożenie dla innej placówki użyteczności publicznej?

Sama uchwała Sejmiku jest zresztą co najmniej wątpliwa prawnie, oto bowiem jeden podmiot prawny, (czyli szpital) ma wziąć kolejny kredyt pod zastaw nieruchomości należących do innego podmiotu (samorządu województwa). I przede wszystkim wbrew temu, co już pojawiło się w lubelskiej prasie i co ogłosili nawet niektórzy radni, jak zwykle nie wiedzący, nad czym głosują, w efekcie nowej pożyczki zadłużenie szpitala im. Wyszyńskiego wcale się nie zmniejszy, a przeciwnie, może nawet wzrosnąć (hipoteka ma zostać ustanowiona aż do kwoty 450 mln zł).

Zmieni się jedynie wierzyciel – zamiast parabanków i instytucji finansowych będzie nim Bank Gospodarki Finansowej. Tymczasem rzeczone lichwiarskich firmy otrzymają natychmiastowy zwrot pożyczonych szpitalowi sum, które już pewnie wydawały się im skazane na wieczne nieoddanie?

Na pewno takie rozwiązanie dobrze zrobi parabankom, bo szpitalowi może przynieść tylko chwilową ulgę. TAK

News will be here