
Młodzież z chełmskiej szkoły muzycznej jest już bezpieczna w swoich domach. Do kraju wrócili wojskowym samolotem. O tym, co przeżyli na lotnisku, opowiada ich opiekun.
Wśród Polaków ewakuowanych w pierwszej kolejności z Tel Awiwu była 10-osobowa grupa ze szkoły muzycznej w Chełmie: ośmioro licealistów i dwóch opiekunów, w tym dyrektor placówki Andrzej Wojtaszek. Około godziny 7 w poniedziałek wylądowali oni w Polsce.
– Dzieciaki są całe i zdrowe. Zaproponowałem im pomoc psychologa, ale sądzę, że najbardziej potrzebują teraz powrotu do normalności – mówi dyrektor Wojtaszek.
Wycieczkę do Palestyny grupa młodych muzyków z Chełma planowała od dawna. Polecieli do Beit Sahour (Autonomia Palestyńska) na zaproszenie partnerskiej placówki. Mieli wracać w sobotę (7 października) z lotniska Ben Guriona w Izraelu. – Byliśmy już po odprawie, gdy premier ogłosił stan wyjątkowy. Lotnisko zostało sparaliżowane – opowiada dyrektor. – Wszystkie loty, w tym nasz Wizz Airem, zostały odwołane. Do Europy można było jedynie lecieć przez Dubaj za ogromne pieniądze.
Na lotnisku była panika
Najpierw była konsternacja i zdenerwowanie. Sądzili, że po jakichś 5-10 godzinach loty zostaną przywrócone. Wtedy usłyszeli pierwszy wybuch. Na lotnisku zapanowała panika. Jak opowiada dyrektor, ludzie przestrzeli się i w popłochu zaczęli uciekać do schronu razem z walizkami. Jeden wielki krzyk i płacz. – Dzieciaki były przestraszone, ale dobrze to zniosły – mówi.
Na lotnisku chełmianie spędzili kilkadziesiąt godzin, nim zainteresowała się nimi polska ambasada (dwukrotnie musieli uciekać do schronu). – Zadziałali ze znacznym opóźnieniem – Wojtaszek opowiada, że wielokrotnie ludzie wydzwaniali do ambasady, ale reakcja nastąpiła dopiero po jakichś 30 godzinach. – Przywieziono nam kanapki i wodę. Zaproponowano też lot komercyjny za 340 dolarów od osoby – mówi zniesmaczony dyrektor.
Jednocześnie zachwala polskie MSZ za wysłanie samolotów oraz władze Chełma, które cały czas były z nimi w kontakcie i wysłały do Warszawy bus po uczniów. (p)