Dusiła synka patrząc jak miota się przed śmiercią

Monika S. za zabójstwo syna usłyszała wyrok 25 lat pozbawienia wolności

Na 25 lat więzienia skazał sąd Monikę S., byłą prezes Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta, za zabójstwo 10-letniego synka, Filipa.


W ubiegłym tygodniu zakończył się proces kobiety przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Zwłoki chłopca odkryła obsługa jednego z hosteli w centrum Lublina, 29 listopada 2019 r. Ciało dziesięciolatka leżało na łóżku, przykryte kocem. Filip został uduszony. Ślady na ciele świadczyły, że dziecko dramatycznie walczyło o życie. Chłopiec poprzedniego dnia wieczorem rozmawiał telefonicznie ze swoim ojcem, umawiali się co będą robić razem po jego powrocie do domu.

Był spokojny, nie wiedział, że następnego ranka czeka go okrutna śmierć z rąk własnej matki. Monika S. w trakcie śledztwa opowiedziała jak wyglądał przebieg zbrodni. Gdy zarzuciła synkowi na szyję zwinięty w rulon ręcznik, Filip zaczął rozpaczliwie się szamotać. Wtedy usiadła na nim, uniemożliwiając mu obronę i dokończyła dzieła. (Część procesu odbywała się z wyłączeniem jawności, ze względu na drastyczne szczegóły zbrodni.)

Monika S. po dokonaniu zabójstwa wyszła z pokoju i powiedziała obsłudze hostelu, że zaraz wraca. Znaleziono ją następnego dnia w jednym z hoteli w Puławach. Twierdziła, że chciała popełnić samobójstwo. Przyznała się do winy i opisała śledczym cały przebieg zbrodni. Z akt sprawy wiadomo, że już od września 2019 r. zabierała syna i wyjeżdżała z nim na kilka dni, mówiąc mężowi, że nie chce już być z nim w małżeństwie. Podczas tych ucieczek z domu nocowała w różnych hotelach w kraju.

Zwykle znikała z nich nie płacąc za pobyt. Miała ogromne problemy finansowe, wówczas już rozstała się z Bractwem Miłosierdzia im. św. Brata Alberta, bo wykryto olbrzymie malwersacje finansowe, jakich się dopuściła. Oskarżono ją o przywłaszczenie z kasy tej dobroczynnej instytucji 180 tys. zł. Pociągnęła za sobą również skarbniczkę i księgową. W sumie z kasy Bractwa zniknęło 220 tys. zł. Pomogła też 3 członkom rodziny zaciągnąć kredyty na bardzo wysokie sumy, bo wystawiała im fikcyjne zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach. Banki w sumie straciły 400 tys. zł. W sprawach malwersacji Moniki S. toczy się odrębny proces.

Kilka miesięcy przed zabójstwem dziecka kobieta trafiła do aresztu. Po wpłaceniu kaucji wyszła na wolność. Okłamywała rodzinę, że została świadkiem koronnym i stąd musi często zmieniać miejsce pobytu. Zarówno szkoła, jak i mąż Moniki S. byli zaniepokojeni znikaniem chłopca. Uspokajały ich jednak powroty po kilku dniach. Mężczyzna nie zawiadamiał policji, bo cały czas miał z synem kontakt telefoniczny, dużo rozmawiali ze sobą, niczego nie podejrzewał. (l)

News will be here