Dzika wataha terroryzuje Różankę

Wataha dzikich psów terroryzuje mieszkańców Różanki i Stawek (gm. Włodawa). Stado złożone nawet z 12 sztuk zagryza sarny, atakuje też psy, z którymi mieszkańcy wychodzą na spacery. Ludzie boją się o bezpieczeństwo dzieci. Władze gminy problem znają. Na miejscu wkrótce pojawi się firma, która spróbuje psy odłowić. Jeśli operacja się powiedzie, kosztować będzie ok. 35 tys. zł.

Ten rok jest dla władz gminy Włodawa bardzo trudny, jeśli chodzi o program zapobiegania bezdomności zwierząt. Tylko do października zaopiekowano się 25 bezdomnymi psami. Problem narasta, bo ludzie na terenie gminy wciąż podrzucają kolejne zwierzęta. Radni są stawiani przed koniecznością przesuwania kolejnych środków z budżetu na program zapobiegania bezdomności.

Kosztuje on gminę już blisko 100 tys. zł. W tej kwocie uwzględniony jest koszt odłowienia i odstawienia do schroniska ok. 10 psów z Różanki, które zadomowiły się na polach w okolicy cmentarza. To zdziczałe stado pokaźnej wielkości zwierząt poluje na sarny a nawet psy domowe. Ludzie boją się, że rozzuchwalona wataha może zaatakować też i człowieka.

– Bezpańskie zwierzęta to ogromny problem – mówi sekretarz gminy Marta Wawryszuk. – Zagłębiem podrzucania jest co roku Okuninka. Podejrzewamy też, że psy celowo są przywożone do nas z ościennych gmin. Jest ich bardzo dużo. Nie licząc watahy z Różanki, ledwie kilka dni temu musieliśmy uśpić siedem ślepych szczeniąt, które ktoś zostawił w kartonie w Okunince.

Oczekuje się od nas, że będziemy reagować na każde takie zgłoszenie, ale prawda jest taka, że wiąże się to z ogromnymi kosztami i radni coraz głośniej na sesjach nie godzą się na kolejne przesunięcia pieniędzy, by dołożyć do programu zapobiegania bezdomności i wcale im się nie dziwię, bo te środki nie biorą się znikąd. Musimy je skądś zabrać i zrezygnować z niektórych planów, a na tym cierpią mieszkańcy. I tak koło się zamyka – tłumaczy Wawryszuk.

– Oczywiście zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, jakie może stanowić sfora z Różanki, dlatego zapadła decyzja o odłowieniu stada, którego liczebność szacuje się od siedmiu do nawet dwunastu sztuk. Podejmowaliśmy kilka prób schwytania tych zwierząt na własną rękę, ale podawanie środka otumaniającego i próby podejścia do tych zwierząt spełzły na niczym, więc zapadła decyzja o wynajęciu profesjonalnej firmy.

Taką znaleźliśmy w Warce. Jej właściciel wkrótce przyjedzie do Różanki i spróbuje odłowić wałęsające się psy. Swoją usługę wycenił na 1500 zł od sztuki. Kolejne dwa tysiące od osobnika trzeba będzie zapłacić schronisku, bo nie ma szans na adopcję zdziczałych zwierząt, więc cały koszt operacji przy 10 złapanych psach zamknie się kwotą 35 tys. zł. Co pożytecznego można zrobić za takie pieniądze, gdyby nie było konieczności wydawania ich na odławianie psów, każdy może odpowiedzieć sobie sam. Jedno jest pewne. Dopóki ludzie nie nauczą się, że zwierząt się nie wyrzuca jak niepotrzebnych rzeczy, będziemy zmuszeni do borykania się z ich bezdomnością. A za wszystko zapłacą mieszkańcy – tłumaczy pani sekretarz.

Wśród radnych i nie tylko, pojawia się coraz więcej głosów, by z problemem poradzić sobie metodami nieco mniej humanitarnymi, ale za to bardziej skutecznymi. Takich jednak nie ma, bo zgodnie z prawem myśliwi nie mogą już legalnie strzelać do wałęsających się po lasach czy polach psów czy innych zwierząt niełownych. bm

News will be here