Fiskus będzie łaskawy?

Poseł Artur Soboń ratuje byłych pracowników PZL-Świdnik przed sporymi obciążeniami podatkowymi. Choć obiecywano im, że nigdy do tego nie dojdzie, kazano im potem zapłacić nawet 30 tys. zł zaległego podatku!
Propozycja, którą pracownicy PZL-Świdnik otrzymali w 2015 roku, była prosta. Możesz „dobrowolnie” odejść z pracy i otrzymać odszkodowanie odpowiadające dwunastu pensjom. Pracownicy przeczuwali, że oferta jest alternatywą dla przymusowych zwolnień, więc wielu z niej skorzystało, tym bardziej, że dyrekcja zakładu przekonywała, że pieniądze otrzymane w ramach Programu Dobrowolnych Odejść, będą zwolnione z podatku dochodowego. Takie zapewnienie otrzymała od Izby Skarbowej w Łodzi, która wydała w tej sprawie dwie interpretacje.
Prawie rok później fiskus jednak zmienił zdanie. W listopadzie 2016 roku poprzednia, korzystna dla firmy i odchodzących interpretacja została… uchylona i to przy powołaniu się na akt wprawdzie wyższego rzędu, ale jednak późniejszy – mianowicie na Instrukcję Ogólną Ministerstwa Finansów. Tym sposobem skarbówka nałożyła wstecz obowiązek podatkowy na odszkodowania, a co więcej, zaczęła nawet naliczać odsetki, oczywiście nie interesując się zwykłym ludzkim kontekstem – działaniem władz PZL w dobrej wierze, absurdalnością wydawania prawa z mocą działania wstecz, prawami nabytymi byłych pracowników czy faktem, że te, i tak niewielkie pieniądze, zostały już dawno wydane po prostu na coraz droższe codzienne życie.
– Należy też podkreślić, że na odejście w ramach programu zdecydowali się przede wszystkim ci pracownicy, którym do emerytury zostało zaledwie parę lat – podkreśla poseł Artur Soboń. – W ich przypadku odszkodowania miały pozwolić godnie przeżyć na zasiłku przedemerytalnym do czasu otrzymania właściwej emerytury.
Parlamentarzysta ze Świdnika postanowił im pomóc. Do Ministerstwa Finansów trafiło pismo z prośbą o wyjaśnienie sprawy. Odpowiedź resortu nie pozostawia jednak złudzeń. W świetle przepisów osoby, które dobrowolnie odeszły z pracy i otrzymały odprawy, powinny zapłacić podatek. Artur Soboń wierzył jednak, że uda się znaleźć rozwiązanie, które w pewnym stopniu załatwi sprawę. I udało się.
– Mamy zgodę ministra na to, żeby ludzie, którzy nie zapłacili podatku, mogli liczyć na jego częściowe umorzenie i rozłożenie reszty na dogodne raty – tłumaczy A. Soboń.
Teraz znów wszystko w rękach fiskusa. Każde umorzenie będzie bowiem rozpatrywane indywidualnie, jednak można spodziewać się, że wyniesie około 50 proc. albo i więcej. Byli pracownicy już rozpoczęli składanie odpowiednich wniosków do urzędów skarbowych. Pytanie tylko, co z tymi, którzy podatek od odszkodowań już zapłacili.
– Początkowo wydawało się, że znaleźli się na straconej pozycji, bo ministerialna propozycja dotyczyła tylko tych, którzy jeszcze nie przekazali zaległego podatku. Jest jednak szansa, aby oni również odzyskali część pieniędzy. Otrzymałem już opinię doradców podatkowych w tej sprawie i na jej podstawie przygotowujemy wnioski o zwrot nadpłaty.
– Padają wobec mnie zarzuty, że działam przeciw budżetowi państwa, że nie ma w Polsce takich sytuacji, że podatki z odprawy z Programów Dobrowolnych Odejść są częściowo umarzane, że tworzę wyjątek dla Świdnika – przyznaje poseł Soboń. – Tyle, że to zupełnie inny przypadek. Tutaj państwo wprowadziło w błąd zarówno pracodawcę, jak i zatrudnionych. Urzędy skarbowe nie powinny się teraz zwracać bezpośrednio do samych zainteresowanych, bo zobowiązanym do zapłaty podatku był PZL. Nie zrobił tego, bo był chroniony stosowną interpretacją izby skarbowej. Odchodzący pracownicy również go nie zapłacili, bo byli przekonani, że dokument chroni również ich. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Dlatego to, co teraz robię, to próba elementarnego przywracania zaufania obywateli do państwa – dodaje parlamentarzysta. (mg)

News will be here