Lipa rozwaliła groby

Kilka dni temu na cmentarzu w Wereszczynie (gm. Urszulin) złamała się stara lipa. Drzewo poważnie uszkodziło kilka nagrobków. To już kolejny taki wypadek w tym miejscu. Szczęśliwie nikt w nim nie ucierpiał, ale zdarzenie wywołało dyskusję na temat obrońców drzew i długich oraz skomplikowanych procedur, które trzeba pokonać, by usunąć nawet grożące ludziom konary.

Urokowi zabytkowemu kompleksowi kościoła z cmentarzem parafii św. Stanisława Biskupa Męczennika w Wereszczynie niewątpliwie nadawał drzewostan, czyli głównie wielowiekowe lipy. – Niestety, ekspansja jemioły mocno osłabiła drzewa, doprowadzając do wywrotu trzech drzew w przeciągu ostatnich 6 lat – mówi Adam Panasiuk, wójt gminy Urszulin. – Na szczęście walące się konary nie sięgnęły samego kościoła. W piątek (14 marca) złamała się kolejna lipa, tym razem runęła na nagrobki cmentarne.

Od jakiegoś czasu pomagałem proboszczowi ks. Gabrielowi Mazurkowi w wypełnianiu wniosków na wycinkę drzew. W zeszłym roku udało się doprowadzić m.in. do wycinki uschniętego kasztanowca oraz przycięcia dwóch lip. Kilka tygodni temu przygotowaliśmy dokumentację na wycięcie lub przycięcie kolejnych drzew porażonych jemiołą. W naszych planach do wycięcia była też i ta powalona lipa. Ale natura nie zna procedur administracyjnych i nie poczekała na decyzję zezwalającą na wycinkę. Myślę, że to zdarzenie będzie też przestrogą dla osób protestujących i, niestety, też utrudniającym w prowadzeniu procedur w zakresie pielęgnacji czasami nawet poprzez usunięcie drzewostanu w przestrzeni publicznej – dodaje wójt.

Złamane drzewo dość poważnie uszkodziło kilka nagrobków. Na szczęście nikt w zdarzeniu nie ucierpiał. – Takie drzewa niosą śmierć. Jemioła tak je niszczy, że po prostu zamierają i stają się bardzo kruche. Protestujący przeciwko wycinaniu osłabionych lub chorych drzew muszą odpowiadać za zdrowie i życie osób przebywających na cmentarzu lub jeżdżących po drogach. Na dzisiaj pewnie pochowali się w norach i siedzą cicho. A na barkach włodarza gminy spoczywa odpowiedzialność za ludzi i nie może się zastanawiać co ważniejsze – bezpieczeństwo czy niebezpieczne drzewo.

Oczywiście to człowiek jest najważniejszy – komentuje sytuację Mariusz Kiczyński, wicedyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie. To nawiązanie do bardzo częstej sytuacji w powiecie włodawskim, gdzie działa aktywna grupa „obrońców przyrody”, która torpeduje praktycznie każdą wycinkę drzew. – Ludzie od lat wycinali, ale też i sadzili drzewa – mówi Panasiuk. – Dziś wszyscy są sparaliżowani strachem przed wycinką.

Owszem, też uważam, że ktoś to powinien kontrolować, ale licznie składane skargi powodują, że do wycinki bez decyzji nie dojdzie, nawet jak gołym okiem widać, że drzewo jest suche lub zagraża bezpieczeństwu. Bo ktoś się znajdzie i powie, że to drzewo nie było w tak złym stanie i powinno zostać, a w dodatku złoży zawiadomienie o nielegalnej wycince. Tak jest choćby w przypadku parafii św. Andrzeja Boboli w Wytycznie.

Niestety, kary za wycinkę bez zgody są olbrzymie. Jeszcze kilkanaście lat temu takie tematy załatwiało się przy pomocy straży pożarnej, zawodowej i ochotniczej, ale dziś żaden strażak nie podejmie się, dopóki nie zobaczy prawomocnej decyzji, chyba że już doszło do uszkodzenia w wyniku wichury lub śniegu. A procedury trwają, zwłaszcza przy obiektach objętych opieką konserwatorską. Nie mam zastrzeżeń co do podejścia konserwatora. Nasze dotychczasowe wnioski kończyły się decyzjami pozytywnymi, ale procedury trwają.

Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków w Chełmie ma mało pracowników, więc na wizję lokalną trzeba czekać, tak więc od złożenia wniosków do uprawomocnienia decyzji mija kilka miesięcy. Później trzeba znaleźć firmę, która cięcia w trudnym terenie jakim jest cmentarz wykona, a ponadto przez dłuższy okres czasu cięcia muszą odbywać się w obecności ornitologa. Taki proces trwa długo i dużo kosztuje, a jak powyższy przypadek pokazuje, natura czekać nie lubi. Całe szczęście, że już w tych czterech przypadkach z Wereszczyna z kilku ostatnich lat nic nikomu się nie stało – tłumaczy wójt. (bm)