Paliwo wadliwe, ale nie chcą płacić za naprawę

Olej napędowy już w marcu wrócił na stację paliw Lotosu przy al. Przyjaźni w Chełmie, ale klienci do dzisiaj nie mogą doczekać się rekompensaty za szkody w samochodach po zatankowaniu wadliwego paliwa. Ubezpieczyciel nie chce pokryć wszystkich kosztów naprawy aut.

O sprawie pisaliśmy na początku roku. Kierowcy, którzy w święta Bożego Narodzenia tankowali olej napędowy na stacji Lotos przy al. Przyjaźni w Chełmie, mieli poważne problemy z autami. Niektórzy nie zdołali nawet wyjechać poza parking stacji, bo silniki w samochodach zgasły. Okazało się, że paliwo było wadliwe. Potwierdzili to mechanicy, do których właściciele odwozili uszkodzone samochody.

– W zbiorniku i wtryskach było coś, co nie przypominało ani benzyny, ani ropy. To był jakiś szlam, który spowodował awarię – opowiadał nam pan Paweł, właściciel drogiego BMW. Koszty naprawy już wtedy szacowano wstępnie na ponad 30 tys. zł.

Pan Paweł, podobnie jak kilkudziesięciu innych kierowców, złożył reklamację do Lotosu. Długimi tygodniami czekał na rozstrzygnięcie.

– W tym czasie odwiedziło mnie siedmiu rzeczoznawców. Każdy mówił co innego. Ubezpieczyciel w końcu przyznał, że paliwo było wadliwe. Okazało się, że była w nim woda i zawierało za dużo siarki. To uszkodziło układ paliwowy.

Ubezpieczalnia wypłaciła poszkodowanemu tylko 17 tys. zł. Ale przez ciągnącą się procedurę i brak decyzji o naprawie, doszło do korozji silnika. – Auto stało i czekało na naprawę, a woda w paliwie robiła swoje – mówi właściciel. – I teraz okazało się, że koszt naprawy nie wyniesie kilkadziesiąt, ale ponad 120 tys. zł. Oczywiście ubezpieczyciel nie chce pokryć kosztów, więc sprawa trafi do sądu.

Inny problem mają poszkodowani, którzy zdecydowali się na naprawę we własnym zakresie, zanim rozpatrzono ich reklamacje. Firma ubezpieczeniowa jeszcze im za to nie zapłaciła. (bf)

News will be here