Powiedzieli sobie „tak” na uchodźstwie

Mieli wziąć ślub, mieli bawić się na własnym weselu do białego rana. Odliczali już dni, ale plany pokrzyżowała im wojna. Musieli uciekać z kraju. Pobrali się naprędce w kościele chrześcijan baptystów w Chełmie, w otoczeniu innych uchodźców i wolontariuszy.

Diana i Jurij są zakochaną parą. Chcieli się pobrać, od dawna planowali ślub. Miał się odbyć lada dzień w Zaporożu, jednak z powodu ataku Rosji na Ukrainę musieli uciekać ze swojego kraju. Przybyli do Polski wraz z pierwszą falą uchodźców. Ona – 20 lat, on – 28. Trafili do Chełma. Dobrzy ludzie zapewnili im wikt i opierunek do czasu ich wyjazdu do Szwecji. Dzięki kontaktom z ukraińskimi organizacjami zorganizowano transport. Para młodych uchodźców miała ruszyć w dalszą podróż w poniedziałek, 21 marca.

Nie chcieli tułać się jako narzeczeni. Nie chcieli czekać na koniec wojny i możliwość zorganizowania na nowo ślubu w ojczyźnie. W tym trudnych czasach, kiedy przyszłość jest niepewna, zdecydowali się na szybkie i zarazem poważne kroki. Kilka dni przed planowanym wyjazdem do Szwecji poprosili pastora Kościoła Chrześcijan Baptystów w Chełmie, by udzielił im ślubu. Przekazali mu kontakty do swojego pastora na Ukrainie oraz rodziców.

– Poznałem ich trzy dni przed ślubem, który odbył się o godzinie 16 w niedzielę, 20 marca – mówi Henryk Skrzypkowski, pastor kościoła chrześcijan baptystów w Chełmie.
Uciekając przed rosyjskim okupantem, narzeczeni nie myśleli przecież o tym, by zabrać ze sobą garnitur czy suknię ślubną. Nie mieli ze sobą nic. Mieli jednak wielkie szczęście, bo z pomocą znów przyszli im dobrzy ludzie. – Moja żona jest krawcową. Sama uszyła swoją suknię ślubną. Razem z butami przechowywała ją 33 lata, licząc, że może któraś córka założy ją na własny ślub. No, ale mody się zmieniają. Na Dianę sukienka idealnie pasowała. Chłopakowi daliśmy garnitur mojego syna – dodaje pastor Skrzypkowski.

Ceremonia odbyła się zaraz po niedzielnym nabożeństwie. Wzięli w niej udział inni uchodźcy oraz wolontariusze z całego świata, którzy przybyli z pomocą do Chełma. Łóżka w kaplicy, która od kilku tygodni jest przecież noclegownią uchodźców, zostały przesunięte na bok. Z przodu ustawiono kilka ławek, przystrojono prezbiterium. Z rodzicami młodych udało się połączyć na wideo, aby mogli oglądać na żywo całą ceremonię. – Przyłożyliśmy mikrofon do telefonu i rodzice udzielili młodym błogosławieństwa – opowiada pastor.

Była ukraińska oprawa muzyczna, poczęstunek i tort, a zdjęcia robiła profesjonalna fotograf. Przygotowania do ceremonii trwały zaledwie… 1,5 godziny. Był to jednak z pewnością jeden z najpiękniejszych ślubów. Wszyscy płakali. – Ta historia zostanie na lata z nami i z nimi. Ona pokazuje, że wbrew przekleństwu wojny, wbrew destrukcji, tragedii, ucieczki i śmierci, jest nadzieja na nowe życie – podkreśla pastor.

W prezencie ślubnym młodzi otrzymali 1100 euro na szwedzki start. Tyle udało się zebrać podczas wcześniejszego nabożeństwa w sali Chełmskiego Domu Kultury. Następnego ranka Diana i Jurij, już jako małżonkowie, udali się w podróż do Skandynawii. Czy kiedyś wrócą na Ukrainę? Tego nie wiadomo. Ich przyjaciele, chełmscy baptyści wierzą jednak, że parę czeka nowe, szczęśliwe życie.

Chrześcijańskie Centrum Tranzytowe

Aby zrobić miejsca na łóżka dla uchodźców, ławki z kaplicy zostały wyniesione (niedzielne nabożeństwa odbywają się w sali ChDK). Dzieci mają tu nawet swoją prowizoryczną salę zabaw. Od początku wojny na Ukrainie przez Zbór Kościoła Chrześcijan Baptystów w Chełmie „przewinęło się” około 3500 uchodźców. A to nie koniec. Kolejni zmęczeni, po kilkudziesięciu godzinach ucieczki przed rosyjskim okupantem, Ukraińcy znajdują schronienie w zborze. Są tu średnio przez dzień lub dwa, by odpocząć i nabrać sił na dalszą drogę.

Działają w ramach Chrześcijańskiego Centrum Tranzytowego, a także Baptystycznej Akcji Humanitarnej. Organizują transporty. W ciągu dwóch dni pobytu uchodźców znajdują im bezpieczne miejsce docelowe – w Polsce czy Europie. Spektakularną akcją było zorganizowanie (kilka dni temu) transportu dla 115 dzieci z Ukraińskiego Domu Dziecka wraz z opiekunami.

– Jechali bardzo długo, trzydzieści parę godzin. Rosjanie ich zatrzymywali, nie pozwalali zbliżać się do okien, które musiały być zasłonięte, a światła zgaszone. Nawet ośmioletnie dzieci miały pampersy, bo nie pozwalano im chodzić do toalety. Rosjanie chcieli zabrać chłopaków do siebie, do armii, bo nie wierzyli, że mają po szesnaście lat. Ale udało się, przyjechali do Chełma. Daliśmy im schronienie, a rankiem drugiego dnia przyjechały po nich z Bergamo we Włoszech dwa duże autokary i cztery busy. Wszystko dzięki współpracy z innymi organizacjami – mówi H. Skrzypkowski.

Z kolei na Ukrainę wysyłają tiry z pomocą humanitarną. „Podaruj paletę” to akcja, do udziału w której zachęcają wszystkich chełmian. Dzięki współpracy m.in. z miastem Łuck i tamtejszym kościołem baptystów, na Ukrainę jadą tiry wypełnione suchą żywnością, środkami medycznymi i higieny osobistej. Taka paleta da wyżywienie co najmniej stu osobom na dziesięć czy dwanaście dni.

Pomagają im wolontariusze – kilkadziesiąt osób z wielu krajów, m.in. Niemiec, Łotwy, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Włoch, Irlandii czy USA. Amerykanie – emeryci, w sędziwym wieku – przebyli tak długą drogę do nieznanego miejsca, by pomóc obcym ludziom. Myją, sprzątają, przerzucają całe sterty darów. – Teraz lepiej rozumiem, czym jest chrześcijańska wspólnota – puentuje pastor Skrzypkowski. (pc, fot. Marta Marcyniuk)

News will be here