Siedzimy tu jak na bombie

W mieszkaniu pani Anny, najstarszej mieszkanki Miedzianej 3, nadal panuje chłód i ciemność. Do jej lokalu prądu jeszcze nie udało się przywrócić i starsza pani póki co skazana jest na pomoc córki

Wiele wskazuje na to, że gehenna mieszkańców ulicy Miedzianej się zakończyła. W ubiegłym tygodniu w ich mieszkaniach, po półtoramiesięcznej przerwie, znowu popłynął prąd. Wreszcie mogli nagrzać swoje wychłodzone od miesiąca lokale, uruchomić radia, lodówki czy telewizory. Jednak lokatorzy budynku z niepokojem patrzą w przyszłość.


– Prąd to miał najpierw nasz sąsiad z parteru – w poniedziałek. A my nic – czekaliśmy. Nawet nas to niepokoiło, że właściciel specjalnie tylko jemu zrobił, no bo on nie chodził do mediów i nie walczył z nami o naprawę instalacji – mówi pani Alicja z Miedzianej. – Myśleliśmy że to taka kara dla nas, no ale w środę pojawili się wreszcie robotnicy i zaczęła się naprawa – dodaje.

Na prąd mieszkańcy czekali z utęsknieniem aż od 7 października, bo w tym dniu nastąpiła awaria instalacji. Światło zaświeciło w ich domach dokładnie po czterdziestu pięciu dniach uporczywego, pełnego napięcia czekania – po dniach zimna, codziennych niedogodności, a dla wielu osób również i czasu choroby.

Bo to taki człowiek, że szkoda mówić…

– Czujemy się upokorzeni, że w dzisiejszych czasach tak można z ludźmi postępować. Nie wierzymy już właścicielowi, siedzimy tu jak na bombie. Wszyscy się zastanawiamy, co z czynszem za ten czas, no bo nie wiadomo – płacić czy nie? Jak nie zapłacimy, to nas gotowy wyrzucić, bo to taki człowiek, że szkoda mówić. Ale jak płacić, to za co? Za to zimno, za ten grzyb, co nam się w mieszkaniach zrobił? – pytają zaniepokojeni mieszkańcy budynku przy Miedzianej 3.

Nie wszyscy lokatorzy zostali potraktowani jednakowo. W mieszkaniu pani Anny, najstarszej mieszkanki (82 lata) Miedzianej, nadal panują egipskie ciemności. Mimo prowadzonej w budynku naprawy do jej mieszkania prąd wciąż nie został podłączony. Starsza pani spędza więc, z konieczności, czas u swojej córki. Zmarznięta seniorka najchętniej spędza czas otulona kocem w fotelu z grzejnikiem dociągniętym jak najbliżej nóg. Wreszcie może też pooglądać swoje ulubione programy w telewizji. Kiedy prąd pojawi się w jej mieszkaniu? Nikt nie wie. Podobno prace maja być kontynuowane, bo prądu wciąż jeszcze nie ma na klatkach schodowych i na korytarzach budynku przy Miedzianej.

– No, ja to ostrożnie wchodzę do domu, bo mieszkam wysoko i już się raz w tych ciemnościach przewróciłam. Bez latarki nie wychodzę – mówi pani Alina. O właścicielu kamiennicy, Tomaszu Prokopiuku mieszkańcy Miedzianej mówią niechętnie. Nie bardzo chce im się wierzyć w dobrą wolę człowieka, który przez tyle dni nie odbierał od nich telefonów i nie kwapił się do naprawy awarii elektrycznej, pozostając obojętny na los swoich starszych, schorowanych lokatorów. – Ja to już z desperacji kupiłam w końcu piecyk gazowy za własne oszczędności, żeby chociaż ta moja starsza mama tak nie marzła. Wydałam ponad 600 złotych, bo w mieszkaniu już tylko 9 stopni było – mówi jedna z lokatorek.

Mieszkańcy, jeszcze w trakcie walki o przyłączenie prądu, złożyli w Prokuraturze Rejonowej Lublin-Północ doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez właściciela budynku. – Obecnie prowadzone są czynności prokuratorskie w kierunku bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo i dodatkowo ustalane jest, czy nie doszło do złamania przepisów prawa budowlanego – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie

Sprawą mieszkańców ulicy Miedzianej zainteresował się także Rzecznik Praw Obywatelskich, którego o ich sytuacji poinformował zaangażowany w pomoc mieszkańcom radny miejski Marcin Nowak.

Emilia Kalwińska

 

News will be here