Zalewa nas fala uchodźców

Sejm przedłużył stan wyjątkowy na granicy z Białorusią o 60 dni. To reakcja na stale rosnącą liczbę migrantów, którzy usiłują siłą wedrzeć się do naszego kraju. Przybywa ich w zastraszającym tempie, a głównym kanałem przerzutowym w powiecie włodawskim są tereny w okolicach Orchówka, Sobiboru i Wołczyn.

Liczba migrantów rośniez dnia na dzień

W czwartek (30 września) Sejm zdecydował o przedłużeniu stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią o kolejne 60 dni. Powodów tej decyzji tłumaczyć raczej nie trzeba, wystarczy spojrzeć na statystyki, a te są zatrważające. Okazuje się, że pod koniec ubiegłego tygodnia padł dobowy rekord w wykrytych próbach przekroczenia granicy przez migrantów z Azji i Afryki, którzy do Unii Europejskiej są transferowani przez białoruskie służby. W czwartek (30 września) naszą granicę z Białorusią usiłowano sforsować ponad 500 razy.
– Stan wyjątkowy trudno ocenić jednoznacznie – mówi Andrzej Romańczuk, starosta włodawski.

– Na pewno bezpieczeństwo państwa i naszych mieszkańców jest najważniejsze. Trudno więc mieć pretensje do władz, że za wszelką cenę chcą ukrócić nielegalny proceder przerzucania ludzi przez nasze granice. Duże wątpliwości budzi jednak fakt utrudnień dla naszych mieszkańców, którzy często wiele minut muszą stać w kolejkach kontroli. Nie najlepiej rozwiązana jest sprawa dostępu okolicznych mieszkańców do usług we Włodawie, bo np. nie mogą oni skorzystać z warsztatu samochodowego czy nawet czasami sklepu spożywczego.

Miałem mnóstwo telefonów od mieszkańców Żukowa, Żłobka, Wyryk czy Okuninki w tej sprawie. Nieżyciowe przepisy uczą po prostu ludzi kłamać. Zupełnie inną kwestią są wymierne straty naszych lokalnych przedsiębiorców. Warto bowiem pamiętać, że Włodawa jest zdecydowanie największym, bodajże jednym z trzech, miastem na terenie objętym stanem wyjątkowym, to jest niejako stolica stanu wyjątkowego. A lokalni przedsiębiorcy notują z tego tytułu poważne straty i z informacji które posiadam wynika, że wielu z nich nie może liczyć na rządowe rekompensaty.

włoda

Ponadto musieliśmy także odwołać Festiwal Trzech Kultur, co wiąże się z wielkimi stratami poniesionymi na organizację tego największego wydarzenia kulturalnego w naszym powiecie. Muszę jednak podkreślić, że współpraca samorządu ze służbami układa się wzorowo. Jestem pełen podziwu dla ich ciężkiej pracy w tym wyjątkowym czasie. Sprawa przechwytywanych migrantów rodzi także wiele nowych wyzwań dla naszego szpitala, gdzie niektórzy z nich są przewożeni. Po dodaniu do tego właśnie wzburzonej czwartej fali koronawirusa, sytuacja robi się u nas powoli dramatyczna – dodaje starosta.

I trudno nie przyznać mu racji. Od kilkunastu dni coraz więcej uchodźców usiłuje przebyć graniczny Bug w powiecie włodawskim. Dwie duże grupy nielegalnych migrantów przedostały się na nasze terytorium w okolicach Dołhobród i Pawluk (gm. Hanna), ostatnie dni to zmasowany „atak” na polską granicę w okolicach Orchówka, Sobiboru i Wołczyn. W Lasach Sobiborskich nie ma już grzybiarzy, jest za to mnóstwo pograniczników i żołnierzy, którzy usiłują zatrzymać napływ migrantów pochodzących przede wszystkim z Bliskiego Wschodu. Oczywiście nie wszystkie próby mundurowych są udane, bo granica nie jest zupełnie szczelna, a to przez fakt na trudny leśno-bagienny i bardzo rozległy teren, w którym bardzo łatwo się ukryć. Poza tym przerzuty są doskonale zorganizowane. Na prawym brzegu Bugu białoruskie służby bądź ludzie, którzy zarabiają na migrantach, wyposażają ich w kamizelki asekuracyjne, dzięki którym mogą oni w miarę bezpiecznie przepłynąć rzekę oraz w napoje i batony energetyczne.

Po naszej stronie granicy ujawniane są skrytki, w których na uchodźców czeka prowiant, lekarstwa i suche ubrania. Nasze służby cały czas ustalają, w jaki sposób migranci kontaktują się z aktywistami z chociażby Grupy Granica, którzy pomagają tym ludziom. Wiele wskazuje na to, że namiary na nich migranci dostają jeszcze na Białorusi. Jak przyznają sami aktywiści, dziennie kontaktuje się z nimi od kilku do kilkudziesięciu uchodźców, którym udaje się przedrzeć przez strefę objętą stanem wyjątkowym!

Zorganizowana akcja

Oczywiście wielu na własną rękę stara się przedostać w głąb Polski i to nie tylko na własnych nogach. Ludzie ci są odbierani przez osoby, które zarabiają na ich dalszym przerzucie. Czasem migranci próbują „złapać stopa”. Tak było w ubiegłym tygodniu w okolicach Sobiboru. Trzej śniadoskórzy mężczyźni wyszli na szosę i łapali okazję. Zatrzymał się jeden z kierowców, który po wypytaniu o cel podróży wezwał na miejsce służby. Niemal codziennie na podobne grupy natykają się leśnicy i pilarze. Tylko w ciągu dwóch dni widziano w Lasach Sobiborskich kilkudziesięciu przebiegających chyłkiem uchodźców. Mieszkańcy przygranicznych miejscowości boją się coraz bardziej i większość z nich popiera wprowadzenie stanu wyjątkowego.

– W Dołhobrodach ludzie zamykają nie tylko domy, ale garaże, stodoły i inne budynki w obawie, by nie schowali się w nich uchodźcy – mówi mieszkanka tej nadbużańskiej wsi. – Jest strach i to czuć, więc bardzo dobrze, że przybywa coraz więcej wojska – dodaje.

W gminie Hanna stacjonuje obecnie ok. 160 żołnierzy, więc główny kanał przerzutowy białoruskie służby przeniosły na południe, u zbiegu granic Polski, Białorusi i Ukrainy. Na wysokości Orchówka, Sobiboru, Wołczyn czy Zbereża do rzeki przylega las, który ciągnie się kilkanaście kilometrów na zachód od Bugu, więc stanowi doskonałą kryjówkę dla uchodźców. Najpewniej pod jego osłoną grupa kilku migrantów dostała się do wsi Żdżarka w gminie Hańsk oddalonej od granicy o jakieś 15 kilometrów. Zapukali oni do drzwi samotnie mieszkającej kobiety prosząc o jedzenie. Starsza pani nie wpuściła ich do domu i szybko zamknęła się w środku. Była tak wystraszona, że nawet nie pomyślała o wzywaniu pomocy. O nocnych odwiedzinach opowiedziała dopiero na drugi dzień rodzinie.

Sytuacja nie napawa optymizmem

Polskie służby usiłują zapanować nad pogarszającą się sytuacją. Granice ma pomóc uszczelnić sprowadzenie większej liczby żołnierzy. Problemem jest fakt, że zarówno oni jak i ściągnięci z Krakowa czy Kielc policjanci nie znają terenu. Nad samym Bugiem spotkać można obecnie i pograniczników, których jest za mało, by skutecznie patrolować rzekę na całej długości granicy z Białorusią, i wspomagających ich działania żołnierzy z 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Ci ostatni realizują operację o kryptonimie „Silne Wsparcie” we wschodniej części województwa lubelskiego. – Główny wysiłek żołnierzy 2 LBOT skupiony jest na wspieraniu mieszkańców strefy objętej stanem wyjątkowym oraz współpracy z Nadbużańskim Oddziałem Straży Granicznej.

ta polega, m.in. na prowadzeniu wspólnych patroli wodnych na rzece Bug. Terytorialsi wydzielają łodzie saperskie będące na ich wyposażeniu oraz specjalnie wyszkolonych do tego zadania sterników – wyjaśnia kpt. Damian Stanula z 2 LBOT. Coraz bardziej realny jest też scenariusz, że migranci pojawią się również na granicy polsko-ukraińskiej. Z Białorusi na Ukrainę można teraz przedostać się stosunkowo łatwo, Bug w gminie Wola Uhruska, Ruda-Huta, Dorohusk czy Dubienka jest o wiele węższy niż na wysokości Włodawy, teren jest stosunkowo rzadko zaludniony, bliżej też stąd do Chełma czy do drogi krajowej nr 12, po której kursuje mnóstwo ciężarówek i autobusów jadących na Zachód.

Mogą liczyć na aktywistów

Uchodźcy, którzy wydostaną się poza strefę objętą stanem wyjątkowym mogą liczyć na pomoc organizacji takich jak Grupa Granica czy Chlebem i Solą. Ta ostatnia to oddolna i nieformalna inicjatywa, służąca wspieraniu i inicjowaniu działań na rzecz poprawy losów uchodźców w Polsce i Europie. Jej aktywistom zależy przede wszystkim na szerzeniu świadomości i angażowaniu ludzi z różnych środowisk w konkretne akcje pomocowe i medialne. Organizują też realną pomoc przy granicy pomagając migrantom chociażby w procedurze ubiegania się o zdobycie azylu w Polsce, są też ostatnią deską ratunku w sytuacjach zagrożenia życia.

Przykładem są migranci z Syrii, którzy utknęli na mokradłach w okolicach Okuninki. Zamiast do polskich służb, czy na numer 112, pisali wiadomość o ratowanie życia do aktywistki Grupy Granica. Działaczkę tej grupy z organizacji Chlebem i Solą Marię Złonkiewicz zapytaliśmy, w jaki sposób osoby nielegalnie przekraczające granicę naszego kraju kontaktują się z aktywistami po polskiej stronie. Niestety, odpowiedzi nie dostaliśmy. Wiadomo, że strony te porozumiewają się za pomocą aplikacji WhatsApp, która gwarantuje anonimowość użytkownikom. Namiary na polskie organizacje pomocowe uchodźcy nie tylko przekazują między sobą, ale raczej na pewno dostają je jeszcze na Białorusi albo od tamtejszych służb, albo od osób, które organizują ich przerzut do Polski.

bm

News will be here