Chora służba zdrowia

W największym w szpitalu w regionie, SPSK nr 4 przy ul. Jaczewskiego w Lublinie, Nowy Rok rozpoczął się od protestu anestezjologów domagających się wyższych wynagrodzeń. Ponad 20 lekarzy odmówiło podpisania nowych umów i przerwało pracę, co spowodowało odwołanie wielu zaplanowanych operacji. Po kilkugodzinnych negocjacjach z dyrekcją doktorzy wrócili do pracy na dotychczasowych warunkach

Końcówka 2017 r. obfitowała w lubelskiej służbie zdrowia w dramatyczne zwroty akcji, czyli w sumie… nie była zaskakująca.


Zaczęło się od strachu – jak to zwykle pod koniec roku, kiedy odbywa się rytuał wypowiadania umów przez lekarzy. Deklarują oni, że nie chcą już dodatkowych dyżurów, wydłużających ich tydzień pracy do 72 godzin (co przed paru laty wprowadzono jako prowizorkę – i oczywiście utrzymano), tylko wracają do wymiaru 48 godzin. Dyrekcje szpitali nie mają jak legalnie przeciwdziałać takiej akcji.
Lekarze rezydenci po niedawnym proteście, który nie przyniósł zobowiązujących rozstrzygnięć ze strony rządu oraz w związku z falą telewizyjno-politycznego hejtu wobec nich, potraktowali tym razem opcję wypowiadania umów jako rodzaj zemsty. W lubelskich placówkach skala wypowiedzeń nie była jednak duża i ograniczyła się do poziomu kilku -kilkunastu w placówkach klinicznych, aż do ok. 80 w szpitalu im. Wyszyńskiego. Również i jego dyrekcja zapewnia jednak, że sytuacja jest pod kontrolą i pacjenci nie wejdą w nowy rok bez opieki. To wprawdzie więcej niż połowa rezydentów z Kraśnickiej, jednak dyr. Gabriel Maj do ostatnich chwil ubiegłego roku starał się zmiękczyć niezadowolonych.
Niewiedza i przymus
Ciężki kawałek chleba ma także dyrektor Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, Jerzy Kuliński. Blisko 250 pracowników, którzy, jak twierdzą, pod naciskiem, zgodziło się na obniżenie wynagrodzeń, chce ich przywrócenia w dawnej wysokości. – „Rozmowy” wyglądały tak: „zgoda albo wypowiedzenie!” – mówią zatrudnieni w COZL, głównie z pionów administracyjno-technicznych i pielęgniarki. Bilansowanie kosztem załogi weszło już, niestety, do stałego repertuaru kolejnych dyrektorów Centrum.

Łaski nie zrobili, ale zapłacili

Żeby jednak medycznej końcówki roku nie spisywać zupełnie na straty, Narodowy Fundusz Zdrowia w końcu trochę popuścił pasa, przeznaczając blisko 100 mln zł na zapłatę za zaległe nadwykonania. Wprawdzie robi tak co roku, jednak tym razem politycy PiS nadali oddaniu szpitalom tego, co przecież faktycznie one wypracowały i o co musiały się uciążliwie i upokarzająco sądzić, nadzwyczajny wymiar propagandowy, coś jakby wojewoda Przemysław Czarnek i posłowie PiS osobiście operowali pacjentów, a potem jeszcze wydrukowali pieniądze przekazane służbie zdrowia. Ale nie są to bynajmniej wszystkie pieniądze, jakie się szpitalom należały.
W ogóle łączne zadłużenie lubelskich placówek służby zdrowia to… 1 miliard 10 milionów. TAK

News will be here