Hartują ciało, szukają endorfin…

Na dworze śnieg, mróz i wiatr, ale na nich nie robi to wrażenia. Odziani jedynie w stroje kąpielowe, rękawice i czapki zanurzają się w lodowatej wodzie, bo jak przekonują, to sposób na odporność i endorfiny. Morsowanie z roku na rok zyskuje na popularności. Z tej formy rekreacji chętnie korzysta wielu chełmskich samorządowców.

Prekursorem morsowania wśród naszych samorządowców był chyba Andrzej Kmicic. Były wiceburmistrz Krasnegostawu i wicestarosta krasnostawski a obecnie prezes PGK Krasnystaw zimnych kąpieli zażywał już w pierwszej dekadzie XXI wieku i był założycielem Krasnostawskiego Klubu Morsów. Od ponad dekady morsuje również Mariusz Kowalczuk, chełmski radny i zastępca dyrektora chełmskiego szpitala, który – można powiedzieć – wspólnie z dwoma kolegami, Arturem Panasiukiem i Jerzym Jaworskim, byli inicjatorami chełmskiego morsowania.

– Zacząłem chyba 11 lat temu, namówiony przez kolegę, a jakiś czas później założyliśmy klub „Chełmskie morsy”, który istnieje do dziś. Morsowanie to przede wszystkim świetny sposób na odporność. W tamtym roku miałem dość ciężki okres w pracy i nie bardzo miałem czas, by morsować, miałem za to katar, bóle kolan, kręciły mnie stawy. W tym roku miałem okazję morsować już pięć razy i nie choruję. Pamiętam też taką sytuację sprzed kilku lat, gdy miałem lekką gorączkę i czułem się osłabiony. Przypuszczam, że to mogły być początki grypy. Następnego dnia wybrałem się na morsowanie, a po nim żadne objawy choroby już nie wróciły – opowiada Kowalczuk.

Prezes Artur Juszczak wraz z Chełmską Grupą Morsów
zażywają kąpieli w Gliniankach

Równie doświadczonym „morsem” jest również Artur Juszczak, były chełmski radny, a obecnie prezes miejskiej spółki Chełmski Park Wodny i Targowiska Miejskie. Kąpieli w przeręblu również zażywa od ponad dekady, a obecnie wraz z pozostałymi członkami Chełmskiej Grupy Morsów regularnie robi to w Gliniankach.

Z dobrodziejstw morsowania od wielu już lat korzysta także Tomasz Szczepaniak, radny powiatu chełmskiego i sekretarz Siedliszcza.

– Zacząłem jakieś 12 lat temu z grupką znajomych. Na początku były obawy czy nie skończy się to jakąś chorobą, np. zapaleniem płuc, jak straszyli nas niektórzy, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Rzeczywiście morsowanie ma dobroczynny wpływ na zdrowie: przede wszystkich hartuje organizm, sprawia, że jest bardziej odporny, i na choroby i niższe temperatury. Oczywiście nie dla każdego ta forma rekreacji będzie wskazana, mam na myśli osoby z wysokim ciśnieniem czy z chorobami krążeniowymi. W ich przypadku może przynieść więcej szkód niż korzyści – mówi T. Szczepaniak.

Radny Mariusz Kowalczuk (z prawej) i Jerzy Jaworski
byli jednymi z prekursorów morsowania w Chełmie

On sam morsuje najczęściej w Majdanie Zahorodyńskim. Jak mówi, warunki są tu bardzo dobre – jest pomost z drabinką, łagodne zejście z plaży i wiata, gdzie wygodnie można się przebrać.

– Woda też jest czysta. Odwiedzają nas morsy z okolic Chełma, Krasnegostawu, Łęcznej czy z Trawnik. Ostatnio przy zalewie stanęła mobilna sauna. Jest też gorąca bania. To prywatne przedsięwzięcie, ale z obu chętnie korzystają morsy z całej okolicy – dodaje T. Szczepaniak.

Morsowanie, co podkreślają nasi rozmówcy, to także świetny sposób na pobudzenie endorfin i „reset” całego organizmu.

Radny Tomasz Szczepaniak (pierwszy z lewej) i siedliskie morsy
spotykają się nad zalewem w Majdanie Zahorodyńskim

– Mówi się, że bieganie dostarcza dużo endorfin; po biegu czujemy się zrelaksowani i szczęśliwi. Natomiast, gdy porównuję morsowanie do biegania, to po morsowaniu, kiedy człowiek już dojdzie do siebie i „złapie” odpowiednią temperaturę, mam wrażenie, że ilość tych endorfin jest 2-3 razy większa niż po bieganiu. Kiedy się biega, nawet z muzyką na uszach, to jednak człowiek myśli o tym, co się dziś wydarzyło, snuje jakieś plany i analizuje różne rzeczy. W momencie kiedy wchodzimy do zimnej wody, myślimy tylko o jednym, o tym, że… jesteśmy w zimnej wodzie. To totalne odprężenie i relaks psychofizyczny, a także nieocenione wsparcie dla zdrowia – mówił jakiś czas temu w rozmowie z „Nowym Tygodniem”, starosta świdnicki Łukasz Reszka, który od kilku lat jest czynnym morsem.

Dobroczynny wpływ morsowania na kondycję psychiczną dostrzega również Joanna Jabłońska, wójt gminy Leśniowice. Sama morsuje mniej więcej od 5 lat, a z jej inicjatywy w gminie powstał klub morsów. Jego członkowie spotykają się co niedziela nad zalewem Maczuły. Każdy, kto chciałby się do nich przyłączyć, będzie mile widziany.

Wójt Joanna Jabłońska morsuje od 5 lat – najchętniej w gronie znajomych w zalewie Maczuły

– W tym roku morsowałam dopiero raz, bo prawdziwe morsowanie to według mnie, takie kiedy jest lekki mróz i śnieg. Polecam je każdemu, kto może z niego korzystać. To niesamowity zastrzyk pozytywnej energii i endorfin. Na pewno ma to też dobry wpływ na skórę – zauważa pani wójt.

Jak dobrze przygotować się do morsowania? Zanim wskoczymy do zimnej wody musimy się rozgrzać, np. biegając, robiąc przysiady czy wykroki. Ważne, aby się przy tym nie spocić. Po rozgrzewce rozbieramy się i wchodzimy do wody. Zalecane jest używanie butów neoprenowych. Warto też mieć czapkę i rękawice.

– Pierwsze morsowanie dobrze też odbyć pod okiem kogoś, kto ma już w tym pewne doświadczenie. Szukać daleko nie trzeba. „Chełmskie morsy” spotykają się co niedzielę o godz. 14 nad zalewem w Żółtańcach, a Chełmska Grupa Morsów na Glinikach.

Poseł Krzysztof Grabczuk co prawda nie morsuje,
ale chętnie zażywa „śnieżnych kąpieli”

Chełmski poseł Krzysztof Grabczuk, choć sam nie morsuje, też jest gorącym zwolennikiem hartowania organizmu. Bierze tzw. naprzemienne prysznice – używając raz strumienia zimnej, a raz ciepłej wody, a kiedy pogoda pozwala zażywa kąpieli… śnieżnych. Ostatnio zamieścił w swoich mediach społecznościowych zdjęcie, na którym odziany jedynie w bieliznę, stoi „po łydki” w śniegu.

– Nie morsuję, ale od lat – w zasadzie od czasów, kiedy byłem zawodnikiem – hartuję organizm. To, obok odpowiedniej diety i sportu, mój sposób na dbanie o zdrowie. Bardzo ubolewam nad tym, że w szkołach tak mało się dziś mówi o zdrowym stylu życia, a statystyki niestety pokazują, że nasze dzieci, tyją najszybciej w Europie.

W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania, które wskazują, że dzisiejsi 7-10-latkowie będą żyć krócej niż ich rodzice. Przyczyny to niewłaściwa dieta, brak aktywności fizycznej i nieumiejętność radzenia sobie ze stresem. Te trzy aspekty, a właściwie ich eliminacja, powinny stać się troską polskiej szkoły – zauważa poseł Grabczuk. (w, fot. FB)

News will be here