Lublinianie w roli „Lublinerów”

Jedną z gwiazd festiwalu był Kuba Badach

„Nic nie czyni człowieka bardziej wolnym niż radość” – w myśl tej gnomy, którą głosił Nachman z Bracławia mieszkańcy grodu i goście z całej Polski bawili się na dorocznym święcie kultury żydowskiej Lubliner Festival, od 9 do 14 sierpnia 2022, wypełnionym po brzegi muzyką.


Wszyscy, którzy kochają żydowskie klimaty kulturowe mieli sporo do obejrzenia i wysłuchania w kilku lokalizacjach miasta, choć główna oś wydarzeń szła przez Centrum Kultury w Lublinie – organizatora imprezy.

Program festiwalu pomieścił mnóstwo pozycji: od wykładów i spektakli, propozycji historycznych jak Makabi – tradycje judaistyczne, jak zwiedzanie starego cmentarza i w ogóle żydowskiego miasta, spacer po zakamarkach Jesziwy – Szkoły Mędrców w Lublinie, poprzez warsztaty znawstwa koszernych wódek, zajęcia kulinarne, śpiewacze, taneczne, aż po koncerty i recitale.

Nie sposób było balować cały tydzień, więc skoncentruję się na trzech ostatnich dniach imprezy. Festiwalowy piątek rozpoczęła Ceremonia Pamięci Ofiar Holokaustu w muzeum na Majdanku. Tam słowa modlitwy wygłosiła Etel Szyc – dyrektor i pomysłodawca festiwalu. W gronie lubelskich oficjeli przysłuchiwał się uroczystości Jarosław Sellin – wiceminister kultury, który na festiwalu spędził cały dzień. Po południu w Filharmonii Lubelskiej na wielkiej scenie zagościł Symcha Keller z grupą 8 muzyków. Wspólnie dali koncert „Chasydzka droga. Z Lublina do Kocka”. Wypełniały go żydowskie pieśni obrzędowe, polifoniczne śpiewy z dyskretnym akompaniamentem, których treść trudno by próbować pojąć. Jednak nawet słuchaczy nie obeznanych z językiem hebrajskim ich nastrój przyprawiał o dojmującą empatię.

Ten koncert od następnego oddzielała przerwa z całkiem pokaźnym bankietem urządzonym w foyer filharmonii. Drugi występ wieczoru to recital w wykonaniu Roxany Vikaluk „Oj letily dyki husy” – z ruska: leciały dzikie gęsi. Artystka zaskoczyła publiczność swym krystalicznym, wielooktawowym głosem. Jej repertuar pełen żydowskich i ukraińskich pieśni łączył folklorystyczny sznyt. Sama sobie przygrywała na rozbudowanym instrumentarium. Roxana mieszka w Polsce, jednak ten koncert, na jej życzenie, stanowił wyraz solidarności z walczącym narodem ukraińskim, zbierano do puszek datki na ów szczytny cel.

Piątek, dzień pełen modlitewnej refleksji na Lubliner Festivalu, zakończył w sali CK koncert zespołu Shofar. To jedynie trzech muzyków: Raphael Rogiński – gitara, Mikołaj Trzaska – saksofony i Paweł Szpura – perkusja, a tyle tam egzotycznego jazzu, że energia ich muzyki niosła i niosła. Na ich ofertę składa się tradycyjna religijna muzyka żydowska. Z zamysłem grają utwory żydowskie w nowych aranżacjach – w estetycznej symbiozie z innymi nurtami muzyki.

Deszcz nad festiwalem

W sobotę pokrzyżował plany. „Uliczne Tango” – koncert zespołu Gang Tango, deszcz przegonił z placu pod CK do jego sali głównej. Tu zabrzmiały melodie przedwojennych tang żydowskich tańczone na proscenium przez zawodową parę Anna Iberszer i Piotr Woźniak. Również niektórzy widzowie mierzyli się z tym tańcem. Wcześniej bowiem w ciągu dnia ogromnym wzięciem cieszyły się zajęcia z nauki tanga, które w prowadzili ci właśnie mistrzowie Polski w tangu.

O 20-ej w amfiteatrze Ogrodu Saskiego Kilometr w okno pogodowe próbował trafić kwartet Klezmafour. Klarnet, skrzypce, harmoszka grając dziarskie kawałki zdołały porwać mnóstwo widzów do tańców w trakcie ulewy. Na betonie i pod parasolami. Klezmerskie pląsy trwały mimo deszczu. I w jego strugach, po koncercie, wielu przemokniętych lublinian parło nadal tanecznym krokiem do Centrum Kultury. Tutaj aż do północy zespół PropaBanda zagrzewał do szaleństw na parkiecie. Ta szóstka świetnych grajków z sekcją dętą: trąbka, saksofon, klarnet – ot, na styl bałkański wprawiła w ruch dosychajacą nadal publiczność. I tak minął ten klezmerski dzień.

Ostatni akt Lubliner Festivalu

W niedzielę nawalny deszcz przepłukał krzesła w muszli „Saskiego” i zdążył się odbyć tam koncert finałowy festiwalu. Wśród wykonawców tego wydarzenia znaleźli się: Anna Dereszowska, Ania Karwan, Monika Chrząstowska, Kaja Mianowana, Lala Czaplicka i Kuba Badach. Z ich ust wybrzmiały dojmujące żydowskie pieśni, ale i stare szlagiery przedwojennej Warszawy.

Były przeważnie w rytmie tanga, które królowało nad festiwalem, grane przez zespół Gang Tango i kwartet smyczkowy NAE – całości przewodził Sebastian Wypych. Umiejętnie odnaleźli się w tym klimacie zawodowi tancerze: Anna Głogowska i Rafał Maserak oraz Anna Iberszer i Piotr Woźniak. Popisy par mistrzowskich stanowiły żywą ilustrację do niemal każdej tu piosenki. „Tango Milonga” wykonane przez cały skład śpiewaczy, przy akrobatycznych wręcz tańcach profesjonalistów, zamknęło oficjalnie Lubliner Festival. Nie mogło obejść się bez bisów.

Epilog już w Centrum Kultury to koncert jazzmanów Yogev Shetrit Trio (Izrael). Uzupełniony o polski duet Marcin Pendowski – saksofon i Tomasz Wendt – gitara, przerodził się w jazzowe afterparty. Piątka świetnych instrumentalistów porwała publiczność w muzyczną podróż po Izraelu, ale i krajach arabskich czy Andaluzji, gdzie pobrzmiewają brzmieniowe judaika. Marek Rybołowicz

News will be here