Połatana oświata

Przez media przetoczyła się fala zatrważających informacji o wakatach w szkołach, brakach kadrowych, odejściach nauczycieli i pedagogach, którzy muszą uczyć kilku przedmiotów, żeby te braki łatać. Czy ten problem dotyka też nasze szkoły?

„Szkoła w kryzysie. Brakuje nauczycieli”, „W szkołach brakuje nauczycieli, bo odchodzą z zawodu”, „Brakuje nauczycieli przedmiotów zawodowych”, „W Warszawie brakuje 3,5 tys. nauczycieli” – to jedne z wielu nagłówków artykułów, które od miesięcy pokazują oblicze naszej oświaty. Związki zawodowe, a także dyrektorzy szkół od dawna alarmują, że dzieje się źle, że młodzi ludzie nie garną się do słabo opłacanego zawodu nauczyciela, że nie ma kim zastępować odchodzących pedagogów z wieloletnim doświadczeniem. Utyskują też rodzice, którzy ze strachem w oczach patrzą na to, kto będzie uczył ich dzieci. Bo coraz więcej nauczycieli uczy po kilka przedmiotów, często ze skrajnych dziedzin, np. artystycznej czy sportowej i ścisłej. Jak na to patrzą nauczycielskie związki zawodowe?

– Mieliśmy spotkanie w związku i omawialiśmy problemy ruchów kadrowych – przyznaje Ewa Suchań, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Chełmie. – W Chełmie największe braki są wśród nauczycieli zawodu i psychologów. Nie ma chyba szkoły, w której nie byłoby z tym problemu. Na wakatach zatrudniani są emeryci, nauczyciele mają po półtora, a nawet dwa etaty.

Listę wakatów i wolnych godzin w szkołach w regionie można było przeglądać na stronie kuratorium oświaty. Jeszcze w sierpniu w szkołach w Chełmie i powiecie chełmskim brakowało kilkudziesięciu nauczycieli. Teraz zostało już tylko kilka wolnych miejsc. Ale zdaniem pedagogów to wcale nie oznacza, że problem został rozwiązany. Są sygnały, że nauczyciele są niejako przymuszani przez organ prowadzący do tego, żeby brać dodatkowe godziny. Kiedyś wydawało się, że o nie zabiegali, dzisiaj wcale nie na rękę im łączenie pracy w kilku placówkach. – Co innego, gdy dotyczy to nauczyciela np. zawodu, a co innego np. pedagoga lub psychologa, który ma cały etat złożony w trzech szkołach i przez to trzy razy więcej dzieci pod swoją opieką – mówi E. Suchań.

Ale dodatkowe godziny dla nauczycieli to także sposób na uniknięcie ewentualnych zwolnień pedagogów w kolejnym roku szkolnym. We wrześniu do szkół ponadpodstawowych poszły łączone roczniki, więc przybyło godzin, ale za rok będzie ich mniej.

Takie uzupełnianie etatów przez nauczycieli może jednak tuszować prawdziwe braki kadrowe. Podobnie jak nauczanie kilku przedmiotów przez jedną osobę. Rekordziści potrafią „obskoczyć” już po trzy przedmioty. Z jakim pożytkiem dla uczniów? – Z takim, że szykują się nam kolejne wydatki na korepetycje – zżymają się rodzice.

Pół biedy, jeżeli nauczyciele mają kwalifikacje do nauczania dodatkowych przedmiotów, chociaż ich uzyskanie było w czasie pandemii, delikatnie ujmując, łatwiejsze. Gorzej, kiedy dyrektorzy zatrudniają kogokolwiek, bo muszą jakoś zapełnić plan lekcji. Oczywiście wszystko ostatecznie zależy od samego nauczyciela, jego podejścia do przedmiotu i uczniów, a nie „papierka”.

Chełmska delegatura kuratorium oświaty wydała na bieżący rok szkolny 22 zgody na zatrudnienie nauczycieli, którzy nie posiadają wymaganych kwalifikacji. Dotyczy to psychologów, nauczycieli doradztwa zawodowego, języka hiszpańskiego, muzyki oraz jednego pedagoga, logopedy, nauczyciela wychowania przedszkolnego, przyrody i przedmiotów zawodowych. Dotyczy to głównie niewielkich szkół poza miastem (z terenu Chełma są trzy zgody) i większość z nich jest zatrudniona tylko na kilka godzin.

– Kiedyś było łatwiej uczyć bez kwalifikacji, bo wystarczyło zrobić kurs. Teraz trzeba zaliczyć studia podyplomowe, które trwają dwa lata. A i tak nie daje to pewności nauczania danego przedmiotu, bo pierwszeństwo ma zawsze magister z danej kwalifikacji – mówi E. Suchań, ale przyznaje, że poziom nauczania spada, bo do zawodu coraz częściej przychodzą ludzie, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Młodych, wykształconych i rzutkich nie skusi niska pensja (przez pierwsze trzy lata minimalna krajowa). Za to odchodzi kadra, która zaczynała w innych czasach i dla których praca w szkole była pasją. Jedni przechodzą na emerytury, a inni do dużych miast, które oferują wysokie dodatki motywacyjne.

– Niestety, pracy w wielu placówkach nie sprzyja też coraz gorsza atmosfera między nauczycielami a kierownictwem – mówią sami pedagodzy. Bo do szkół wkrada się polityka, a wybierani „po linii” dyrektorzy potrafią popsuć dobrze funkcjonującą szkołę. (bf)

News will be here