Sco-Pak – trujące pozostałości

Tony zanieczyszczeń chemicznych, hałdy odpadów niewiadomego pochodzenia i o nieznanym składzie, zrujnowane budynki i maszyny – to dzisiejszy obraz po upadku zakładu produkcji papieru i tektury Sco-Pak w Orchówku. Zakład, choć upadł prawie dwa lata temu, nadal zagraża środowisku.

Sco-Pak był jednym z największych zakładów produkcyjnych w regionie. Dzisiaj fabryka papieru i tektury w Orchówku (gm. Włodawa) może co najwyżej stanowić scenografię do kręcenia horrorów albo filmów katastroficznych, bo po ogłoszeniu upadłości załoga została zwolniona, a zakład niszczeje. Mało tego, stanowi też potencjalną bombę ekologiczną, bo od chwili, gdy nagle odcięto zasilanie, wszystko zostało porzucone bez żadnego zabezpieczenia.

W wielkich zbiornikach nadal znajdują się chemiczne ścieki, na liniach są pozostałości po produkcji, w kotłowni resztki paliwa. Właśnie dlatego ten teren jest pod stałą obserwacją chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie. Czy jednak sam nadzór wystarcza?

O sprawie wie oczywiście gmina Włodawa, na terenie której mieści się zrujnowany zakład. – Cały czas jesteśmy w kontakcie – tak z urzędem marszałkowskim, jak i Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska w Lublinie – mówi Marta Wawryszuk, sekretarz gminy. – Zwłaszcza ta ostania instytucja jest odpowiedzialna za monitoring całego terenu po byłej fabryce papieru.

Gmina obawia się, że ta bomba ekologiczna, jeśliby koszt jej utylizacji spadł na nich, to pogrąży samorząd. – To są nie tysiące, ale może nawet i miliony złotych, które trzeba by wydać na wynajęcie profesjonalnej firmy i doprowadzenie terenu do bezpiecznego ekologicznie stanu – dodaje sekretarz.

O całej sprawie doskonale wie Andrzej Wereszczyński – kierownik WIOŚ w Chełmie. – Cały czas mamy problem z komunikowaniem się z właścicielem zlikwidowanego zakładu. Podjęliśmy pięć czy sześć decyzji w sprawie Sco-Paku na kwoty milionów złotych, jednak nie ma tam z kim rozmawiać. Często przez wiele miesięcy nie są odbierane pisma od nas, a jeśli nawet już, to odpowiedzi na nie brak. Liczymy na to, że gdy Sąd Gospodarczy w Świdniku podejmie decyzję o likwidacji zakładu, to sprawy potoczą się sprawniej.

Zdaniem kierownika to był naprawdę bardzo dobry i dobrze pomyślany zakład. Działał bardzo sprawnie, zatrudniał ludzi, prowadził ekologicznie sprzyjającą działalność, wykorzystywał materiały z odzysku, by produkować m.in. tekturę. Skończył jednak fatalnie, pozostawiając mieszkańcom prawdziwą ruinę i bombę ekologiczną, która zagraża wszystkim.

Hałdy zapewne skażonych i niebezpiecznych odpadów zalegają na wolnym powietrzu na terenie byłego zakładu. Są tego tony, a o ich szkodliwości świadczy chociażby fakt, że już po kilku minutach przebywania w ich pobliżu co wrażliwsi dostają uczulenia. Na szczęście obiekt jest zamknięty, tyle że tylko teoretycznie, bowiem każdy może się tam dostać.

Według naszych informacji w zamkniętych halach produkcyjnych, w wielkich bębnach wciąż „kisi się” pulpa papierowa i miesza się z czynnikami chemicznymi. Tak wszystko stanęło przed kilkunastoma miesiącami, gdy odłączono prąd za niepłacone rachunki. Ponadto oleje i inne ropopochodne materiały wciąż tam są i zagrażają środowisku naturalnemu.

WIOŚ w Chełmie stale monitoruje obiekt. Inspektorzy byli tam ostatnio w lutym. Sam jednak dozór, bez usunięcia ton chemicznych odpadów nic nie da.

Składowisko odpadów to nie jedyny problem. Inspektorzy na jeszcze przed dwoma laty działający zakład nałożyli kilkumilionową karę za niewykupienie uprawnień do emisji dwutlenku węgla, ale nijak nie mogli się porozumieć w tej sprawie, bo nie ma żadnej osoby odpowiedzialnej za kontakt – nikt nie odbierał korespondencji. Innym problemem były przynajmniej kilkukrotne zrzuty ścieków do Bugu, jednak pod koniec 2019 r. grudnia Prokuratura Rejonowa we Włodawie umorzyła postępowanie w tej sprawie, tłumacząc, że biegły powołany do sporządzenia ekspertyzy stwierdził w niej, iż stężenie ścieków w wodzie było na tyle niskie, że nie można było uznać jej za zanieczyszczoną w rozumieniu przepisów. Było to kolejne umorzenie dotyczące spuszczania ścieków do rzeki Bug przez zakłady działające w Orchówku. Co gorsze, zapewne nigdy nie dowiemy się, na jak wielką skalę zatruwany był Bug, a czyniono to regularnie, co potwierdzali funkcjonariusze Straży Granicznej czy wędkarze.

Sco-Pak nadal ma bezpośredni odpływ ścieków przemysłowych do rzeki Bug, a gdy działał, miał też tzw. pozwolenie zintegrowane, w którym określony był m.in. górny poziom substancji chemicznych w ściekach, które mogą zostać wypuszczone. Aż trzy zgłoszenia przyjęte przez chełmski WIOŚ tylko w 2018 roku, dotyczące zatruwania rzeki przez tę firmę, potwierdziły się. Do wody trafiały ścieki o przekroczonych normach. Niestety, przepisy stanowią tak, że podmiot, który zatruwa środowisko, może zostać ukarany tylko na podstawie badań automonitoringowych.

Oznacza to, że sam zleca badanie próbki swoich ścieków. I tu ciekawa sytuacja – gdy my trzykrotnie stwierdziliśmy przekroczenie norm w naszych próbkach, próbki Sco-Paku okazywały się czyste, więc nie mieliśmy podstaw do nałożenia kary. Sprawę zgłoszono do marszałka województwa lubelskiego, który na podstawie art. 195 Prawa o ochronie środowiska mógł ograniczyć bądź zawiesić pozwolenie zintegrowane Sco-Pakowi.

Wyniki badań próbek pobieranych podczas każdej interwencji WIOŚ-u przekraczały wszelkie dopuszczalne normy. (pk)

News will be here