Włodawski historyk szuka „praszczurów”

Grzegorz Makus, włodawski historyk, opublikował listę byłych UB-eków z powiatu włodawskiego. Fotografię opatrzył krótką notką, w której zaprasza czytelników do zabawy, którą nazwał „Znajdź Praszczura”. Wpis nie wszystkim się spodobał.

„Tadam! 🙂 Takie znalezisko… wykaz włodawskich ubeków na koniec 1944 r. Może ktoś z tych, co to im o „bandytach z lasu” babcia i mama opowiadała, a dziadek i ojciec wspominał, znajdą krewniaków na liście. Zabawę w „Znajdź Praszczura” (nomen omen) uważam za otwartą!” – taki wpis na swoim facebooku zamieścił Grzegorz Makus, włodawski historyk, który zarządza też stroną Podziemie Zbrojne 1944-1963. Zapomniani Bohaterowie. Ilustracją do postu jest zdjęcie „Wykazu pracowników Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie”.

Na liście jest kilka nazwisk brzmiących tak samo, jak osób piastujących obecnie we Włodawie eksponowane stanowiska. Jednak nie to oburzyło wielu, a fakt, że G. Makus w bardzo wyraźny sposób próbuje obarczyć winą za grzechy przodków osoby żyjące współcześnie, a noszące te same nazwiska. Z kolei dopisek „nomen omen” do wyrażenia „praszczur” bezsprzecznie potwierdza, jaki stosunek do tych osób ma autor wpisu, choć nam usiłuje wmówić zupełnie coś innego.

– Mój post był pisany przeze mnie jako osobę prywatną, na moim prywatnym profilu, po godzinach pracy – mówi autor postu. – Po drugie, słowo „praszczur” jest powszechnie stosowanym określeniem „dalekiego przodka” i nie ma wydźwięku pejoratywnego. Po trzecie, absolutnie nie próbuję zrzucić winy pradziadków, dziadków, czy nawet ojców na obecnie żyjących. W dyskusji pod moim postem, którą prowadziłem w temacie zastępcy szefa PUBP we Włodawie B. Pajączkowskiego, wyraźnie napisałem, że „(…) jego potomkowie nie odpowiadają za jego czyny, więc mnie nie interesują… dopóki z powodów rodzinnych nie łżą publicznie”.

Tyczy się to wszystkich potomków funkcjonariuszy UB, więc Pański zarzut również nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Spotkałem na swej drodze wielu potomków „ubeków” czy informatorów UB, w tym nawet syna szefa włodawskiego UBP w latach 1948-1949 (który notabene całkowicie zerwał z ojcem kontakty dawno temu) i nigdy nie była problemem kulturalna i merytoryczna dyskusja.

Inna sprawa, że spotkałem też kilku takich, którzy usilnie bronili „dokonań” swych przodków, patriotów nazywali „bandytami i terrorystami”, i potrafili nawet usprawiedliwiać zabójstwa dokonane przez członka swojej rodziny. Niemniej, to ich wybór i nic mi do tego, ale nikt mi nie zabroni konsekwentnego pokazywania prawdy zakłamywanej przez pół wieku. Jestem historykiem i zajmuję się tym konkretnym wycinkiem powojennej historii Polski.

Na podstawie dokumentów źródłowych odtwarzam historię tamtych lat (1944-1963) i nie jest moim zamiarem zajmowanie się życiorysami potomków ludzi, których dzieje opisuję. Konkludując, fakt, że ktoś ma w swojej rodzinie przodka uwikłanego w zbrodniczy aparat represji nie czyni go winnym tych zbrodni, ale już to, jak po latach te zbrodnie ocenia i mówi o zamordowanych lub prześladowanych, świadczy jedynie o nim samym – dodaje Makus. (bm)

News will be here