Stan wyjątkowy, problemy prozaiczne

Lokalni przedsiębiorcy zdruzgotani, turyści zniechęceni na lata, a wszyscy mieszkańcy zmęczeni. Stan wyjątkowy, który miał być łagodny, stał się bardzo uciążliwy.

O tym, że we Włodawie nikt nigdy żadnego uchodźcy nie widział, nie trzeba nikogo przekonywać. – Przez Bug to co najwyżej fajki w kartonach przerzucali, a nie uchodźców – mówi pan Jan z Podzamcza. – To zwykła ściema i propaganda rządowa, a ludziom tylko utrudniają przyjazd i każą otwierać bagażniki na rogatkach.

Faktycznie na początku stanu wyjątkowego policja ze strażą graniczną zatrzymywali wyłącznie auta przyjeżdżające do Włodawy, nikt nie kontrolował tych wyjeżdżających. Po jakimś czasie to się zmieniło i ruch w obie strony jest tamowany. Funkcjonariusze każdego pytają o powód wyjazdu/przyjazdu i każą okazać dowód osobisty. Od tygodnia policjanci mają także podczas kontroli długą broń, nakazują też każdemu otworzyć bagażnik – nieważne czy wyjeżdża z miasta, czy do niego wjeżdża. – Przypomina mi się stan wojenny – mówi 60-latek z ul. Okunińskiej. – To nie robi dobrego wrażenia. Po co im te karabiny? To już lekka przesada. Zastraszyć chcą nas? Tylko po co?

Znaczne utrudnienia dotknęły tych, którzy są spoza miasta, a chcą we Włodawie załatwiać prozaiczne sprawy – czy to zrobić zakupy, czy pojechać do fryzjera. – Mój brat chciał pojechać do mechanika we Włodawie, bo u niego zawsze naprawia swoje auta – mówi pani Zofia z Woli Uhruskiej. – Niestety, policjanci kazali mu zawrócić. Powiedzieli, że samochód może sprawdzić czy naprawić w Chełmie lub Lublinie.

Zawracani nie są jedynie ci, którzy jadą do… kościoła. Nikt ich nie odsyła do świątyń w Wyrykach, Hańsku czy Urszulinie. Dla modlących się Włodawa stoi otworem. Już wielu z tych chętnych na zakupy do Lidla czy Biedronki ma na poczekaniu wyuczone zdanie „Jadę na mszę za dziadka”. Jedynie wybierają takie godziny, gdy kościoły włodawskie mają msze. A te są co najmniej dwa razy dziennie.

Przerażeni są właściciele hoteli i pensjonatów nad Jeziorem Białym. Nikt praktycznie nie może przyjechać. – Bardzo liczyliśmy na ruch związany z Festiwalem Trzech Kultur, ale ten został przez stan wyjątkowy odwołany – mówi jeden z właścicieli pensjonatu w Okunince. Co prawda Okuninka nie jest w strefie „wojny”, ale to tam zawsze nocowali turyści i wykonawcy uczestniczący w festiwalu. – Trzeba było wszystko odwołać. A raz odrzucony turysta bardzo niechętnie powraca.

Niektórzy lokalni przedsiębiorcy mogą liczyć na rekompensaty od rządu. Nie wiadomo jeszcze jednak kto, ile i za co dostanie. Także włodawskie muzeum – główny organizator FTK – poniosło gigantyczne straty z powodu odwołania festiwalu. A na rządowej liście podmiotów, które mogą ubiegać się o rekompensatę, instytucje kultury się nie znalazły.

Sport także zamarł. IV-ligowa Włodawianka nie może rozgrywać meczów na swoim stadionie. Na początku października nie odbędzie się również coroczny Bieg Sobiborski, który przyciągał ponad setkę zawodników.

– Jeszcze tylko niech czwarta fala covida przejdzie i Włodawa będzie całkiem zaorana. Podniesiemy cię chyba dopiero wtedy, gdy pierwszy uchodźca pojawi się we Włodawie i zakrzyknie: – Och, jak tu pusto, jak u mnie na pustyni – mówi rozgoryczony sprzedawca pamiątek. (pk)

News will be here