W każdym bądź razie nie jako projekt, który wybrali mieszkańcy głosując przed dwoma laty na inicjatywy zgłoszone do Budżetu Obywatelskiego. Na ostatniej sesji Rady Miasta Świdnik radni dowiedzieli się, że realizacja takich programów powinna trwać przynajmniej 2-3 lata, a projekty z BO, zgodnie z regulaminem, muszą być zrealizowane w przeciągu roku. Po co więc projekt w ogóle poddano pod głosowanie i przez tak długi czas zwodzono mieszkańców, że może będzie realizowany? – pytała opozycja.
Pomysł finansowania przez miasto procedury zapłodnienia pozaustrojowego zgłosiły do Świdnickiego Budżetu Obywatelskiego radna powiatu świdnickiego Edyta Lipniowiecka i radna miejska Magdalena Szabała (obie ŚWS). W głosowaniu w 2021 roku projekt poparty przez ponad 600 mieszkańców znalazł się na czwartym miejscu listy przedsięwzięć wybranych do realizacji. Wstępnie zakładał, że skorzysta z niego 11 par, a kwota dofinansowania do in vitro wyniesie ok. 6 tys. zł do procedury. Już wtedy wielu świdniczan miało jednak wątpliwości, czy w rządzonym przez PiS Świdniku miejskie in vitro, procedura odrzucana przez Kościół i krytykowana przez środowiska prawicowe, faktycznie zostanie wprowadzone. I faktycznie wszystko wskazuje, że nie zostanie.
Na ostatniej sesji Rady Miasta Świdnik o to co dalej z realizacją projektu, który powinien być wdrożony w 2022 roku, pytał radny Mariusz Wilk (przewodniczący klubu radnych Świdnik Wspólna Sprawa).
Wiceburmistrz Świdnika Marcin Dmowski przypomniał, że projekt złożony przez radne był w zasadzie tylko „rzuceniem pomysłu”, a urzędnicy wykonali olbrzymią pracę, aby program opracować i napisać.
– Program został przekazany Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji i uzyskał pozytywną opinię, aczkolwiek z zastrzeżeniami. Zastrzeżeniem było, że program nie powinien trwać rok, a kilka lat. My odpowiedzieliśmy, że program został zgłoszony przez radnych opozycji, jako pomysł do Budżetu Obywatelskiego, który jest przewidziany na roczne wykonanie. Czekamy na odpowiedź, czy to zostanie zaakceptowane. Ani urząd, ani zapewne państwo radni nie zdawali sobie sprawy, że takie procedury mogą trwać 2-3 lata. Pieniądze przewidziane na projekt, 70 tys. zł, zostały zaoszczędzone w budżecie, ale nie wystarczą na 2- czy 3- letni program. To jest temat, nad którym muszą się państwo jeszcze raz zastanowić, bo dziś nie bardzo można zrealizować to z BO, jeśli chodzi o termin – mówił M. Dmowski.
Odpowiadając wiceburmistrzowi radny Wilk zarzucił, że urzędnicy już w październiku 2022 roku wiedzieli, że programu nie da się zamknąć w rok, a mimo to nie podzielili się tą wiedzą z radnymi i nie podjęli żadnych działań (np. w kierunku zmiany regulaminu), co pozwoliłby zmienić terminy realizacji przedsięwzięć.
– Przeciągaliście państwo bardzo długo tę informację, że program in vitro, którego chcieli mieszkańcy, nie będzie realizowany. Na każdej sesji pytaliśmy, co w tej sprawie się dzieje i za każdym razem słyszeliśmy, że „jest w trakcie”. Dopiero wczoraj na komisji budżetu wyszło, że nie jest w trakcie, bo nie będzie realizowany. Kłamstwo ma krótkie nogi i jest złe – grzmiał radny Wilk.
- Dmowski wskazał, że nie da się zmieniać regulaminu wstecz, a M. Wilk, jako radny, na każdej sesji może złożyć wniosek do budżetu o realizację programu in vitro i zaproponować na niego inną dowolną kwotę.
– Widzę w tym politykę na zasadzie, „my chcieliśmy, a ten ciemnogród odmówił”. Projekt był tylko hasłem, nie włożono w niego żadnej pracy. Przykład Lublina, który pracował nad programem in vitro 4 lata i dzisiaj go wprowadza pokazuje, że to nie jest jak pstryknięcie palcami. Takie zarzuty są tylko na potrzeby wyborcze. Wiadomo, zbliżają się wybory i trzeba czymś zasłynąć. Urząd przygotował program, jest gotowy, trzeba na niego znaleźć finansowanie, bo za 70 tys. zł można uszczęśliwić jedną albo dwie pary – skomentował M. Dmowski.
Głos w dyskusji nad przyszłością miejskiego programu in vitro zabrało też kilku radnych.
– Rację ma i Mariusz, i pan burmistrz, bo nikt nie powiedział, że zgłaszając projekt do Budżetu Obywatelskiego trzeba mieć przygotowane jakieś procedury. W tym momencie to się przeterminowało. Jeśli jest dobra wola ze strony miasta, warto nad tym usiąść, poukładać to i ewentualnie przenieść w czasie ze zmienioną formułą. Wszyscy chcemy tego samego – dobra dla naszych młodych pokoleń. Ja też popieram in vitro, bo to jest szansa dla młodych ludzi – mówił radny Waldemar Białowąs, przewodniczący klubu radnych KO.
Z kolei radny Marcin Magier (klub radnych burmistrza) wspomniał, że programu nie dałoby się zrealizować w ciągu roku, chociażby dlatego, że terapia hormonalna, przygotowująca kobietę do procedury zapłodnienia in vitro trwa od roku do nawet dwóch lat.
– To ciężka terapia, podawane są specjalne leki genowe. Fizycznie nie jesteśmy w stanie tego zrobić w ciągu jednego roku (…). Musimy być też świadomi skali problemu. Na komisji dowiedzieliśmy się, że powstaje inny projekt badania niepłodności, który będzie trwał 3 lata. Zbadany zostanie odsetek mieszkanek, które mają z tym problem i zostaną wytypowane osoby, które ewentualnie będą mogły skorzystać z takiej pomocy. Zróbmy ten program, ale zróbmy go z głową – mówił radny.
Już na koniec dyskusji radny Wilk, nieco z ironią stwierdził, że jest pod wrażeniem medycznej wiedzy radnego Magiera i nie widzi podstawy, na jakiej miasto miałoby prowadzić badania wśród kobiet. Dziwił się również, że projekt został w ogóle poddany pod głosowanie, skoro na etapie oceny formalnej można było ustalić, że nie jest do zrealizowania w rok.
– Pytałem wczoraj na komisji, czy rozmawialiśmy z miastami, które już mają miejskie programy in vitro. One na pewno nie badały kobiet przez 3 lata i nie przystępowały do realizacji przez kolejne 3. To na pewno nie trwało 6 lat. Nikt do nikogo nie zadzwonił. Program zgłoszono w 2021 r., dziś mamy prawie połowę 2023 r., a my się dziś dowiadujemy, że w 2021 r. ktoś popełnił błąd – zakończył M. Wilk. (w)