Otwarte złamanie i cieknąca krew. Pani na SOR-ze miała to w d…

Jak wiemy, życie jest pełne niespodzianek, lecz ja odniosę się do jednego dnia – poniedziałku, 7 czerwca. Około godz. 11 zawitałam na parking przyszpitalny w Krasnymstawie. Moim celem było szybkie podrzucenie paczki bratu, który poważnie chory przebywa w tutejszym szpitalu.

Wysiadając z samochodu, przytrzasnęłam sobie palec drzwiami auta tak nieszczęśliwie, że jego część została wprost zmiażdżona. Oczywiście jak każdy zdrowo myślący człowiek skierowałam swoje kroki wprost na izbę przyjęć. Stojąc u zamkniętych drzwi ODDZIAŁU RATUNKOWEGO naciskałam dzwonek z nadzieją, że zaraz ktoś ulży moim cierpieniom. Tupiąc z bólu z przerażeniem patrzyłam na mój zmasakrowany palec, z którego obficie kapała krew, a w oczach robiło mi się ciemno. W końcu jakiś głos zapytał szorstko – „O co chodzi?”. – Potrzebuję pomocy – powiedziałam. – Przytrzasnęłam sobie palec drzwiami auta.

Jaka była niespodzianka? Pani dyżurująca nawet nie podeszła do drzwi, by zobaczyć co się stało. Powiedziała przez głośnik: – Proszę iść do przychodni. Zamurowało mnie, ale że krew kapała, zawzięcie nacisnęłam dzwonek, jeszcze raz prosząc: – Dajcie mi chociaż kawałek bandaża.

Jaka była moja niespodzianka, kiedy Pani miała to w „d…” i poszła! Przepraszam że używam takich słów, ale tak było! Znajdujący się tam Żołnierze Obrony Terytorialnej patrzyli zszokowani. Nie wiem, czy ignorancją dyżurnej czy moim zmasakrowanym palcem. Żar lał się z nieba. Idąc do przychodni, uciskałam rękę w przegubie, tamując krwawienie. W tym momencie moja wiara w powołanie człowieka przestała istnieć!

A teraz kolejna… niespodzianka. Chciałabym serdecznie podziękować doktorowi Adamowi Piturze, który zajął się mną i pomógł. Przywrócił na nowo moją wiarę w człowieka i lekarzy z powołaniem. Prawdziwych bohaterów, którzy na co dzień ratują ludzi. Dlatego ten list chciałam zatytułować „Nie pozwólmy, by zło przesłoniło dobro’’.

Jak się okazało, miałam otwarte złamanie paliczka dystalnego palca środkowego. Ostatecznie, gdy dotarłam na oddział ratunkowy po raz trzeci zostałam pacjentką doktora Adamowicza, który jak zwykle zrobił dobrą robotę. Marzana S.

Komentarz Andrzeja Jarzębowskiego, dyrektora szpitala w Krasnymstawie:
– By ocenić to, co się stało i wyciągnąć wnioski, apeluję do autorki tego listu, by zgłosiła się do szpitala i złożyła oficjalną skargę. Będziemy mogli ustalić wówczas, kto danego dnia, w danej chwili, miał dyżur na SOR. Ze względów na wciąż trwającą pandemię, by dostać się na Oddział, trzeba zadzwonić domofonem, ale to nie jest tak, że SOR jest zamknięty dla pacjentów, po prostu czasem jest tu dużo ludzi, a istnieje prawdopodobieństwo, że trafił tu też chory na koronawirusa. W indywidualnych przypadkach nie mogę też wykluczyć, że została gdzieś zachwiana relacja na linii pacjent – lekarz, ale jak było w tym konkretnym przypadku, dziś trudno mi rozstrzygnąć.

News will be here