Sąd: U podstaw zwolnienia mogły leżeć osobiste uprzedzenia

Prawie 14 tys. zł odszkodowania za niezgodne z prawem rozwiązanie umowy o pracę ma zapłacić Spółdzielnia Mieszkaniowa w Świdniku byłej kierowniczce działu windykacji Patrycji Romanowskiej-Hanc. Jeśli wyrok się uprawomocni kwota odszkodowań i odpraw, jaką spółdzielcy będą musieli zapłacić zwolnionym przez obecny zarząd pracownikom, sięgnie 48 tys. zł.


W listopadzie ubiegłego roku pisaliśmy o zwolnionych pracownikach, którzy pozwali Spółdzielnię Mieszkaniową w Świdniku. Jednym z nich była Patrycja Romanowska-Hanc, która przepracowała w SM trzynaście lat. Pracę zaczęła w 2006 roku od umowy zlecenia, a niespełna dwa lata później otrzymała umowę na czas nieokreślony, w pełnym wymiarze czasu pracy. Początkowo księgowała rachunki bankowe, później pracowała m.in. w Dziale Księgowości Czynszowej, na stanowisku ds. kosztów, w księgowości inwestycyjnej, aż w końcu trafiła do windykacji na stanowisko p.o. kierownika działu windykacji, który – jak mówi – budowała od podstaw, a z czasem została jego kierownikiem. Została zwolniona we wrześniu 2019 roku, po tym jak władzę w spółdzielni, przejęła nowa ekipa. Oficjalny powód zwolnienia to likwidacja stanowiska pracy. Kierowniczka uznała, że została zwolniona z naruszeniem prawa i sprawiedliwości poszuka w sądzie.

– Likwidacja stanowiska pracy została zrobiona celowo, by się mnie pozbyć. Do tego pani prezes nie zrobiła czegoś, co się nazywa doborem pracownika do zwolnienia. Powinna wybrać tych, którzy mają np. umowy na czas określony i niższe kwalifikacje, i dopiero wtedy, przy wręczaniu mi wypowiedzenia, uzasadnić swój wybór – mówi Romanowska-Hanc.

Zwolniona pracowniczka najpierw walczyła o przywrócenie do pracy, ale w toku postępowania zmieniła to roszczenie na wypłatę odszkodowania. Jak mówi, nie chciała już wracać do spółdzielni. Znalazła zatrudnienie w innym miejscu, a ostatnich miesięcy w SM w Świdniku nie wspomina zbyt dobrze.- Śmiało mogę powiedzieć, że niektóre zachowania pani prezes w stosunku do mnie wyczerpywały znamiona mobbingu – twierdzi. – Wysuwała w stosunku do mnie np. oskarżenia, że rozsiewam plotki na jej temat, czego oczywiście nie robiłam. Wchodząc do pokoju traktowała mnie jak przysłowiowe powietrze przy moich współpracownikach. Ustalała z nimi wszelkie procedury działań, jakie powinien podejmować dział, pomijając moją osobę.

Zlecała mi pozbawione sensu zadania nie pozwalając przy tym zostawać po godzinach w pracy. Po tych wydarzeniach postanowiłam szukać innej pracy. Pani prezes dowiedziała się o tym i jeszcze bardziej dawała mi do zrozumienia, że muszę stamtąd odjeść. W przeddzień otrzymania wypowiedzenia zostałam zawrócona z drogi do domu z moim niespełna 5-letnim synem, tylko po to, żeby pani prezes mogła wyładować na mnie swój gniew za pismo, w którym opisałam jak pani prezes mnie traktuje, a które dzień wcześniej złożyłam do rady nadzorczej spółdzielni. W ten dzień odbierałam odpracowane godziny, wniosek został podpisany przez mojego bezpośredniego przełożonego, jednakże musiałam wrócić z synem do pracy i wysłuchać w obecności dziecka jakim jestem złym pracownikiem. Syn się przestraszył, w nocy kilkukrotnie się budził. Do tej pory pamięta tamto wydarzenie, a w tym roku skończy 7 lat.

Wyrok w sprawie Romanowskiej-Hanc zapadł 11 marca br., ale nie jest jeszcze prawomocny. Sąd przyznał jej 13 806 tys. zł odszkodowania za niezgodne z prawem rozwiązanie umowy o pracę. Spółdzielnia powinna wypłacić zwolnionej pracownicy również 180 zł tytułem zwrotu kosztów procesu i wpłacić 750 zł na rzecz Skarbu Państwa, tytułem brakującej opłaty sądowej od pozwu, od uiszczenia której Romanowska-Hanc była zwolniona z mocy ustawy.

Uzasadniając  wyrok sąd podkreślił, że w wypowiedzeniu nie wskazano kryteriów doboru, którymi kierował się pracodawca przy wyborze powódki do zwolnienia, wybór ten był subiektywny, dowolny i arbitralny, a „u podstaw zwolnienia mogły leżeć osobiste uprzedzenia i niechęć do pracownika części osób z kadry zarządzającej”. Sąd zaznaczył również, że w pionie finansowym spółdzielni zlikwidowano dwa działy – Dział Księgowości Czynszowej i Dział Windykacji, powołując w ich miejsce Dział Księgowości Czynszowej i Windykacyjnej. W następstwie tych zmian nie tylko stanowisko P. Romanowskiej-Hanc uległo likwidacji, ale również równorzędne stanowisko kierownicze w Dziale Księgowości Czynszowej. O ile jednak Romanowska-Hanc otrzymała wypowiedzenie, o tyle drugiej kierownicze zaproponowano inne stanowisko kierownicze.

– „Przy wyborze tym pracodawca nie dokonał jakiegokolwiek porównania i nie wskazał kryteriów jakimi się kierował. Jednym słowem, prawidłowo postępując, pracodawca powinien był wyjaśnić powódce, dlaczego otrzymuje ona wypowiedzenie, skoro kierownik działu również likwidowanego takiego nie otrzymuje i jest przenoszona na inne stanowisko kierownicze, zaś w nowo utworzonym dziale, który mieści w sobie dział powódki, powierza się stanowisko zupełnie innej osobie, będącej podwładną powódki” – czytamy w uzasadnieniu.

Patrycja Romanowska-Hanc nie jest jedyną osobą, która po zwolnieniu ze SM w Świdniku odwołała się do sądu.

– Jakieś pół roku po moim zwolnieniu wypowiedzenie otrzymały również dwie inne. Za moją namową i z moją pomocą również złożyły pozwy przeciwko pracodawcy, ponieważ nie może być zgody na niesprawiedliwość oraz na tak ohydne traktowanie drugiego człowieka. Jednej z nich spółdzielnia wypłaciła ok. 10 tys. zł odprawy i 12,2 tys. zł odszkodowania tytułem sądowego wyroku. W tym przypadku powództwo zostało w całości uznane, bo ta dziewczyna została zwolniona tego samego dnia, kiedy wróciła z macierzyńskiego. Poza tym była szczególnie chroniona, bo była w zarządzie związków zawodowych. Ja otrzymałam ok. 12 tys. zł odprawy i powinnam otrzymać 13 tys. zł odszkodowania.

Trzecia sprawa zakończyła się ugodą ze spółdzielnią i wypłatą dwumiesięcznego odszkodowania. Jakbyśmy zsumowali te kwoty to wyjdzie 48 tysięcy złotych. Przypomnę, że jednym z powodów zwolnienia poprzedniego zarządu była pożyczka w kwocie 15 tys. zł, którą udzielono ówczesnej Avii. Pożyczka została zwrócona w styczniu zeszłego roku i jej kwota to nic w porównaniu do tego, co spółdzielnia musiała wypłacić zwolnionym bezpodstawnie pracownikom. Te 48 tys. zł. to efekt nietrafionych decyzji kadrowych. Uważam, że spółdzielcy powinni o tym wiedzieć, bo ostatecznie to oni ponoszą koszty wszystkich decyzji zarządu – kończy Romanowska-Hanc.

Wysłaliśmy maila do prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Świdniku, Katarzyny Denis z pytaniem o to, czy spółdzielnia ma zamiar odwoływać się od wyroku w sprawie Romanowskiej-Hanc. Chcieliśmy również skonfrontować doniesienia zwolnionej pracownicy dotyczące rzekomego mobbingu i kwoty wypłaconych zwolnionym pracownikom odpraw i odszkodowań. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Próbowaliśmy również skontaktować się z władzami spółdzielni telefonicznie, ale te próby również, po raz kolejny, okazały się bezskuteczne. (w)

News will be here