Za co MOK w Świdniku zwolnił swoją wieloletnią pracowniczkę?

– Prędzej spodziewałabym się śmierci – tak o swoim zwolnieniu mówi Ewa Jaśkowiak, wieloletnia pracownica Miejskiego Ośrodka Kultury w Świdniku. W marcu br. kobieta wróciła z półrocznego zwolnienia lekarskiego, spowodowanego wypadkiem w pracy i na „dzień dobry” otrzymała wypowiedzenie. Trudno jej zrozumieć tę decyzję, dlatego swoich praw zamierza dochodzić przed sądem pracy.

Współpracę z Miejskim Ośrodkiem Kultury w Świdniku Ewa Jaśkowiak rozpoczęła będąc studentką pedagogiki kulturalno-oświatowej. Odbywała tu praktyki, a po nich dostała propozycję prowadzenia zajęć z młodzieżą na umowę zlecenie; 1 stycznia 1995 r. otrzymała umowę o pracę. Zajmowała się głównie ruchem artystycznym: inicjowała i koordynowała wiele wydarzeń: przeglądów, festiwali, koncertów, a także „powoływała do życia” grupy artystyczne. Przez 27 lat pełniła obowiązki kierownika lub jego zastępcy, w roku 2008 była p.o. dyrektora MOK.

– Można powiedzieć, że to właśnie Ewa Jaśkowiak tworzyła w Świdniku ruch artystyczny – mówią jej byli współpracownicy.

3 września ubiegłego roku pani Ewa uległa wypadkowi. Na imprezie plenerowej „Pożegnanie Lata” ktoś z publiczności wpadł na nią i połamał jej cztery żebra. Rekonwalescencja i rehabilitacja trwała pół roku. Po tym czasie wróciła do pracy i już pierwszego dnia została zaproszona przez dyrektora MOK-u, Adama Żurka i jego zastępczynię Katarzyna Lisna rozmowę, podczas której wręczono jej wypowiedzenie umowy o pracę.

– Przyznam, że to było wielkie zaskoczenie. Prędzej spodziewałabym się chyba śmierci, niż tego, że po prawie 30 latach sumiennej pracy dostanę wypowiedzenie. Dodam, że rozwiązanie umowy wręczono mi na 5 lat przed emeryturą i 1 rok przed okresem ochronnym – mówi E. Jaśkowiak i dodaje, że trudno jej zrozumieć przyczyny zwolnienia. – Charakter mojej pracy zawsze wymagał efektywnego działania w grupie, nierzadko pod presją czasu; organizacji zadań i samodzielności; zdolności kierowania zespołem, który zwykle tworzyli ludzie w różnym wieku, z różnym wykształceniem i prezentujący bardzo szeroki wachlarz osobowości. To z kolei wymagało ode mnie umiejętności znalezienia z każdym z nich wspólnego języka i nawiązania jak najlepszej i najbardziej efektywnej współpracy. Przez wiele lat miałam pod swoją pieczą stażystów oraz praktykantów. Zarówno im, jak i pracownikom etatowym rozpoczynającym współpracę z MOK starałam się przekazać jak najwięcej cennych wskazówek, dzieliłam się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami, które zdobyłam na przestrzeni lat. Myślę, że dobrze wywiązywałam się obowiązków. Podczas 30-letniej pracy w MOK w Świdniku nie otrzymałam upomnienia ani nagany, nie otrzymałam też jakiegokolwiek sygnału od pracodawcy o niewłaściwym wykonywaniu przeze mnie obowiązków służbowych, natomiast otrzymałam ponad 14 nagród od obecnego dyrektora MOK.

Skarga zamieciona pod dywan?

Dyrekcja świdnickiego MOK-u tłumaczy, że przyczyną wypowiedzenia umowy o pracę pani Ewie Jaśkowiak była między innymi reorganizacja i likwidacja jej stanowiska pracy. Zwolnionej pracownicy trudno jednak przyjąć to wyjaśnienie, dlatego poskarżyła się na działalność dyrekcji MOK władzom miasta. Ta interwencja jednak nie zdała się na wiele. Kobieta złożyła też skargę do Komisji Skarg, Wniosków i Petycji Rady Miasta Świdnik z prośbą wyjaśnienie zasadności rozwiązania z nią umowy o pracę, ale skargę oddalono. Przewodniczący Komisji Skarg, Wniosków i Petycji, radny Kazimierz Patrzała (klub radnych burmistrza), w odpowiedzi na pismo E. Jaśkowiak przekazał, że komisja nie ma kompetencji do rozpatrywania spraw dotyczących stosunku pracy w jednostkach organizacyjnych gminy.

Sprawę skargi na kwietniowej sesji RM poruszyli radni z Klubu Koalicji Obywatelskiej. Radny Robert Syryjczyk, pytał dlaczego pismo zwolnionej pracownicy nie było procedowane przez radę. Przypomniał przy tym, że najpierw powinna zająć się nim komisja, a następnie cała rada, orzekając o jego zasadności lub braku zasadności.

– Ta sprawa nie miała takiej rangi, aby komisja mogła się tym merytorycznie zajmować. Samo nazwanie pisma skargą nie oznacza, że to jest skarga. Odpowiedź na pismo została udzielona. Nie wchodzimy w ten temat, bo są to sprawy pracownicze – odpowiadał Włodzimierz Radek (klub radnych burmistrza), przewodniczący RM Świdnik.

Głos zabrał również burmistrz Waldemar Jakson który wspomniał, że E. Jaśkowiak była również u niego z formalną skargą.

– Mówiłem, że to nie jest nasza kompetencja. Oczywiście są sytuacje, kiedy burmistrz mógłby zainterweniować, natomiast to sprawa między pracodawcą, a pracownikiem. Poradziłem przekazanie sprawy do sądu pracy – mówił burmistrz.

Wątpliwości co do prawidłowego rozpatrzenia skargi byłej pracownicy MOK-u zgłaszał także radny Waldemar Białowąs (klub radnych KO) . Powołując się na regulamin komisji wskazywał, że skargi na działania burmistrza i gminnych jednostek organizacyjnych, a także skargi i petycje składane przez obywateli powinny być kierowane przez przewodniczącego RM do Komisji Skarg, Wniosków i Petycji.

– W świetle reglaminu ta sprawa powinna być procedowana na komisji i przedstawiona na radzie i dopiero wówczas powinniśmy podjąć decyzję, czy jest zasadna, czy nie – zauważył radny.

– Może formalnie ma pan rację – przyznał burmistrz Jakson. – Ale jaką moc prawną będzie miało moje zdanie jeśli powiem, że ta pani ma rację, albo że kierownik jednostki, pan Żurek, ma rację. Tutaj musi wypowiedzieć się sąd.

I tak się najpewniej stanie, bo pani Ewa złożyła sprawę do sądu i zamierza starać się o przywrócenie do pracy.

– W rozwiązaniu umowy nie ma podanej podstawy prawnej, nie wyjaśniono mi też jaka jest przyczyna rozwiązania umowy. Wskazano jedynie, że moje stanowisko pracy zostało zlikwidowane, ale biorąc pod uwagę, że podczas zwolnienia lekarskiego w MOK zatrudniane były nowe osoby, likwidacja mojego stanowiska pracy, wydaje się pozorna i tendencyjna – komentuje E. Jaśkowiak. (w)

News will be here