Czy ktoś go zatrzyma?

Ciężki sprzęt wywozi drewno z Sobiboru.

Kiedyś stał na straży polskiej przyrody. współpracując ze stowarzyszeniem Jestem na pTAK! Dzisiaj, nie bacząc na przepisy i okresy ochronne ptaków, odpowiada za największą wycinkę drzew, z jaką zetknęli się chełmscy inspektorzy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. I mimo toczącego się postępowania prokuratorskiego wysyła sprzęt w kolejne niezwykle cenne tereny, głównie nad Bugiem.

Policja zatrzymała wywózkę

W miniony weekend w Starosielu nad Bugiem (gm. Dubienka) miały odbyć się zawody wędkarskie. Chełmski Okręg PZW starannie przygotował teren: zapłacił miejscowemu rolnikowi za wykoszenie terenu oraz dojazdu, przez kilka dni wysyłał na miejsce ludzi do wyczyszczenia stanowisk. Jednak do zawodów nie doszło, bo w ubiegłym tygodniu przedsiębiorca z Podlasia wyciął drzewa i krzaki na około kilometrowym fragmencie brzegu Bugu. A co najgorsze, to dopiero początek masowej wycinki, bo cała działka ma tam powierzchnię ok. 17 ha. Biuro okręgu PZW w Chełmie musiało więc przenieść zawody w inne miejsce, co wiązało się z dodatkowymi kosztami. – W sumie wydaliśmy na to wszystko 4 tys. zł – mówi Marian Grzywna, wiceprezes ds. sportowych.

Sprawę od razu zgłoszono na policję i do RDOŚ. Na miejsce pojechali funkcjonariusze oraz inspektorzy, a także ornitolog, którego zadaniem było określenie ewentualnych zniszczeń wśród ptactwa, które ma teraz okres lęgowy. Zanim jednak pojechali do gminy Dubienka, musieli interweniować w sąsiedniej gminie Dorohusk, gdzie ten sam człowiek wyciął w pień nie tylko dzierżawioną przez siebie działkę, ale wszedł z wycinką na sąsiednie. W środę (14 czerwca) po wielką pryzmę drewna przyjechała firma z powiatu włodawskiego, jednak policjanci zabronili wywózki.

Wizja lokalna na wyciętej działce w Okopach (gm. Dorohusk)

Na wyrębie ornitolog znalazł rozrzucone na ziemi skorupki ptasich jaj i zniszczone gniazda, co trafiło do dokumentacji. Do piątku (16 czerwca) nie było wiadomo, czy prowadzona będzie dalsza wycinka (ekolodzy i inspektorzy mówią o dewastacji przyrody na masową skalę) w gminie Dubienka. – Sprawa prowadzona w kierunku zniszczeń w przyrodzie jest jeszcze na bardzo wczesnym etapie, więc na chwilę obecną mogę jedynie potwierdzić, że takie interwencje rzeczywiście były – mówi Ewa Czyż z KMP w Chełmie.

Zaczęło się od Sobiboru

We wtorek (13 czerwca) firma z powiatu włodawskiego zajmująca się m.in. wycinką drzew pod inwestycje drogowe wywoziła hałdę wyciętego drewna w Sobiborze (gm. Włodawa). Tam również, według służb i samorządowców, doszło do przestępstwa. Sprawę nagłośniła włodawska inicjatywa Między Drzewami. To jej członkowie zawiadomili organa ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na dosłownym zrównaniu z ziemią terenów leżących bezpośrednio nad Bugiem. Sprawa obecnie jest w toku. Prowadzi ją Prokuratura Rejonowa we Włodawie.

Postępowanie na razie nie toczy się przeciwko konkretnej osobie. Przestępstwo takie jest zagrożone karą do 8 lat więzienia. Początkowo sądzono, że za trzebieżą stoi przedsiębiorca z gminy Włodawa. Teraz okazuje się, iż człowiekiem, który zrównał z ziemią ok. 7-kilometrowy pas wzdłuż rzeki, tłumacząc, że przywraca grunt do pierwotnego czyli rolnego użytku, jest mieszkaniec Podlasia. Osoba ta odpowiada nie tylko za wycinkę w Sobiborze, ale też w Dobromyślu (gm. Siedliszcze), a ostatnio w Okopach i Starosielu. Kim jest ten człowiek?

Na pryzmę trafiło kilkaset drzew wyciętych w Okopach

Niestety, nie zgodził się na publikację swoich danych ani zamieszczenia komentarza, więc napiszemy jedynie, że niegdyś był adwokatem z praktyką w Gdańsku. Co ciekawe, współpracował z jedną z najbardziej znanych polskich organizacji proekologicznych, czyli ze stowarzyszeniem Jestem na pTAK! Jak to się stało, że ze strażnika przyrody stał się jej katem? Do końca nie wiadomo. Podobno urzędnikom tłumaczy, że jest rolnikiem i hodowcą bydła, dlatego wycina dzierżawione nad Bugiem działki, by potem pozyskiwać z nich paszę dla krów.

Jakie są prawdziwe powody jego destrukcyjnej dla nadbużańskiej przyrody działalności, możemy się tylko domyślać. Gminni urzędnicy mówią wprost: chodzi o pieniądze i to ogromne. Pod piłę i siekierę idzie bowiem wszystko – od zakrzaczeń po wielkie, stare drzewa. Drobnica idzie na opał, grube drewno na sprzedaż, a trzeba wiedzieć, że np. duży dąb potrafi kosztować na rynku kilkanaście tysięcy złotych. Łatwo więc się domyśleć, jak świetny jest to interes.

Najpierw tnie, potem pyta o zgodę

Zdaniem przedsiębiorcy działa on zgodnie z prawem. Zdaniem służb i organizacji przeciwnie. Problem w tym, że instytucjom takim jak RDOŚ brakuje narzędzi, by powstrzymać całą akcję. Nie wiadomo dokładnie, ile działek dzierżawi od Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Lublinie pan z Podlasia. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że od właściciela nieruchomości, czyli od KOWR-u właśnie nie otrzymał żadnej zgody na wyręb. – O procederze dowiedzieliśmy się w ubiegłym tygodniu od policji i natychmiast wysłaliśmy na miejsce naszego pracownika, by ocenił rozmiar szkód – mówi Anna Baluch, wicedyrektor lubelskiego KOWR.

– Człowiek ten na początku czerwca złożył do nas pismo o wydanie zgody na wycinkę dla jednej z nieruchomości, ale do dzisiaj jej nie uzyskał. Jej wydanie zawsze uzależniamy od tego, czy działka leży na terenach chronionych. Jeśli tak, musi nam przedstawić kolejne dokumenty i zgody od lokalnego samorządu czy instytucji stojących na straży przyrody jak RDOŚ. Jeśliby taką zgodę od nas uzyskał, ma obowiązek złożyć cały materiał na tej działce do czasu, aż przyjedziemy na miejsce i zweryfikujemy, czy np. nie pozyskał więcej drewna niż wynikało z pozwolenia.

Dopiero wtedy wystawiamy fakturę na drewno. W tym przypadku, jak już wspomniałam, cała ta procedura została pominięta. Dlatego teraz będzie musiał ponieść konsekwencje, czyli zapłacić karę. Jak wysoką – okaże się po wizji lokalnej – tłumaczy Baluch. Pani dyrektor mówi o przypadku wycinki w gminie Dorohusk. O Starosielu KOWR jeszcze nie wiedział.

Do sprawy wrócimy. (bm)

wyr

News will be here