Poprzednik Popiełuszki

Odznaczenie z rąk szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych odebrał chrzestny syn ks. Szczepańskiego

19 lutego w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, minister Jan Józef Kasprzyk, za wybitne zasługi na rzecz zachowania tożsamości narodowej i pracę duszpasterską odznaczył pośmiertnie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski księdza Jana Szczepańskiego.


Urodzony w 1890 r. w Ostrówku (gmina Milejów) w rodzinie rolników, ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Lublinie. Pracował jako nauczyciel w Chełmie i administrował parafią w pobliskim Kamieniu. Przez dwa lata był rezydentem w Chełmie. Krótko pracował w Olbięcinie, by przez 7 lat – do 1945 r. – administrować parafią w Chmielu. Wspierał duchowo i materialnie oddziały AK, Batalionów Chłopskich i Narodowych Sił Zbrojnych.

Po zainstalowaniu się komunistów, widząc prześladowania uczestników wojennej i powojennej konspiracji, krytykował ówczesne władze. W 1946 r. został wikariuszem w Niemcach koło Lublina, zastępując aresztowanego proboszcza. Nadal krytykował porządki wprowadzane przez władze. Był pod stałą obserwacją milicjantów, aktywistów partyjnych oraz Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Jego kazania i wypowiedzi były przez nich relacjonowane. Władze i bezpieka wielokrotnie upominali go, by zaprzestał uprawiania „wrogiej wobec partii i rządu” działalności kaznodziejskiej, jednak tego nie uczynił.

Następnie proboszcz Szczepański krótko administrował w Suścu, by następnie trafić do Brzeźnicy Bychawskiej. Tam w nocy z 22 na 23 sierpnia 1948 r. został uprowadzony. 3 września w rzece Wieprz jego ciało zauważyły dzieci pasące krowy. Nosiło ślady tortur i bicia, było okrutnie okaleczone.

Badający je lekarz stwierdził, że przyczyną śmierci było utonięcie (w płucach znajdowała się woda). W prowadzonym śledztwie komuniści zrzucili winę na partyzantów z BCH, którzy po wojnie działali w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość, ale miejscowa ludność odpowiedzialnością obciążała pochodzących z okolicznych wsi pracowników aparatu bezpieczeństwa. Śledztwo prowadzono jednak tak, by ich nigdy nie wykryć. JD

News will be here